W miniony poniedziałek i wtorek mieliśmy ogromną przyjemność gościć w Perfumerii Quality Jana Vosa, twórcę luksusowej marki Puredistance. W czasie kilku spotkań z naszym gościem wysłuchaliśmy mnóstwa niezwykle ciekawych opowieści o historii powstania marki, o inspiracjach, jakie stały za poszczególnymi kompozycjami Puredistance oraz o niezwykłej zapachowej rodzinie, jaką stworzyły. Chcecie posłuchać?
Jan jest Holendrem. Pochodzi z rodziny artystów, jego rodzice nie tylko kochali sztukę, ale także ją tworzyli. Jan zdecydował, że poświęci się fotografii artystycznej i to właśnie tą dziedziną sztuki zajmował się przez wiele lat. Aż do pewnego wieczora, kiedy to na granicy snu i jawy przed jego oczami pojawiła się kobieta. W nieskazitelnie białej i eleganckiej dzięki swojej prostocie sukni bez żadnych ozdób, boso weszła do salonu, w którym bawiło grono strojnie i bogato ubranych gości. Wraz z jej pojawieniem się, gwar rozmów stopniowo przygasł, zaś oczy całego towarzystwa skierowały się ku kobiecie. Stała pośród gości, jej biała suknia jaśniała w świetle kandelabrów – w ciszy. Była piękna minimalistyczną, czystą (pure) urodą. Wyróżniała się z grona zebranych, była nieosiągalna, odległa (distance) dzięki swemu klasycznemu pięknu.
Niezwykły urok tej wizji sprawił, że Jan postanowił stworzyć markę perfum, która odzwierciedli ekskluzywny luksus czystego piękna. Nazwę już miał gotową – Puredistance. Pozostało „znaleźć” zapach. I to właśnie wówczas zaczęła się historia rodziny Puredistance.
Pierwszym zapachem był „I” (one). W kompozycji tej, stworzonej przez mieszkającą i tworząca w Nowym Jorku perfumiarkę o ormiańskich korzeniach, Annie Buzantian, Jan Vos zobaczył Grace Kelly, kobietę ze swojej wizji. Piękną i nieosiągalną, skromną i jednocześnie doskonale świadomą swojej wartości. Taki też jest „I”, zapach bogaty i szlachetny, lecz równocześnie stonowany i nie narzucający się otoczeniu. Klasycznie wytworny.
„I” był jedynym zapachem marki Puredistance przez ponad dwa lata, można powiedzieć, że Jan nie spieszył się z powoływaniem do życia nowych członków swojej zapachowej rodziny. Gdy jednak nadeszła właściwa pora, do współpracy zaprosił ponownie Annie Buzantian. Tak narodziła się Antonia, świeża, zielona kompozycja, która powstała na cześć nieżyjącej już matki Jana, Fridy Antonii, artystki kochającej kolor zielony, kobiety o duszy wrażliwej na piękno świata, lecz o zdecydowanym, silnym charakterze. Zapach doskonale odzwierciedla ten dualizm, jest lekki i zwiewny, a jednocześnie bogaty i trwały. Dziewczęcy i kobiecy. Nowoczesny i w dobrym stylu retro. Po prostu piękny!
Mając już w swojej rodzinie dwie tak piękne kobiety, Jan doszedł do wniosku, że pora na mężczyznę. 😉 Po pierwszy typowo męski zapach udał się do Wielkiej Brytanii, do niekwestionowanego guru perfum i wspaniałego artysty-perfumiarza. Zgadniecie, kto nim był? Oczywiście Roja Dove. I to właśnie w jego pracowni narodził się zapach zainspirowany postacią agenta 007 – „M”. W kompozycji tej każdy z łatwością odnajdzie nawiązania do Jamesa Bonda. Metaliczny kolor flakonu ma taki sam odcień, jak słynny Aston Martin. Sam flakon ma kształt pocisku, zaś „M” chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Zapach jest intensywny i bogaty, szlachetny i wyrafinowany, okazały i skomplikowany. Czy jest wyłącznie kompozycją dla panów? Niekoniecznie, przecież „M” odwrócone do góry nogami to „W” (women). 🙂
Przygoda w stylu Jamesa Bonda była na tyle ekscytująca, że Jan zapragnął trochę odpocząć. Zrobił to tworząc wraz z Annie Buzantian kompozycję Opardu, która w rodzinie Puredistance uosabia seniorkę rodu, kobietę elegancką, świadomą swoich atutów, doświadczoną, lecz o duszy wciąż świeżej i żywej, pełnej pięknych wspomnień z paryskiej młodości, która przypadła na lata 20. minionego stulecia. Inspiracją dla powstania zapachu był film Woody`ego Allena „O północy w Paryżu”, zaś sama nazwa Opardu to wymyślony przez Jana neologizm. „O” jest wykrzyknikiem, „pardu” kojarzy się ze słowem „perdu”, które w języku francuskim oznacza coś utraconego, minionego. Opardu jest zatem nostalgicznym westchnieniem za czasem, który nie wróci – jednak nie jest to westchnienie smutne! Wprost przeciwnie, wzdychamy przepełnieni pięknymi wspomnieniami, wdzięczni za urok dawnych lat niewinnej, romantycznej miłości, ale również i zupełnie innego rodzaju pokus i uniesień. 😉
Jedną z głównych, doskonale wyczuwalnych nut Opardu jest aromat fioletowego bzu, czyli ulubiony zapach Annie Buzantian. Z kwiatem tym wiąże się piękna opowieść, którą usłyszeliśmy od Jana. Otóż w czasie, gdy powstawała kompozycja Opardu, Annie i Jan zastanawiali się, czy powinien się w niej znaleźć bez. Jego zapach obojgu bardzo podobał, jednak ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Dokładnie w tym samym czasie Jan z żoną wybrali się w podróż do Armenii, gdzie odwiedzić mieli między innymi stolicę kraju, Erywań. Gdy dowiedziała się o tym Annie, z pochodzenia Ormianka, powiedziała, że będą w mieście w dniu obchodów rocznicy ludobójstwa Ormian z roku 1915, kiedy to wskutek represji imperium otomańskiego życie straciło półtora miliona jej rodaków. Tradycją tych obchodów jest wielotysięczny marsz. Ludzie idą razem ulicami miasta pod pomnik upamiętniający ofiary, by złożyć tam kwiaty. Jan z żoną postanowili wziąć udział w tym marszu, nie zdążyli jednak kupić kwiatów. Gdy wolno szli przed siebie w zwartym tłumie, uwagę Jana zwrócił starszy człowiek, ubrany w stary wojskowy mundur. Człowiek ten powoli zbliżał się do nich, a gdy podszedł powiedział, iż zauważył, że nie mają kwiatów, więc chętnie podzieli się z nimi tymi, które niesie. I wręczył żonie Jana naręcze fioletowego bzu. Gdy Jan opowiedział o tym zdarzeniu Annie, ta rozpłakała się ze wzruszenia. I umieściła w Opardu piękny akord bzu.
Po tej poruszającej historii, wróćmy do opowieści o rodzinie Puredistance. Każda rodzina ma w swoim gronie kogoś, kto jest inny niż pozostali. Lubiący kryć się w cieniu. Trochę tajemniczy. Trzymający się na dystans. Myśl o takim „kimś” nie dawała Janowi spokoju, dlatego zapragnął stworzyć zapach, który odzwierciedlałby jego naturę i zwyczaje. Zapach zagadkowy. Zapach zamaskowany. Zapach wyrafinowany i dystyngowany. Tak zrodził się pomysł na Black, kompozycję powściągliwie elegancką i tajemniczą, zainspirowaną koncepcją czerni, która od wieków kojarzona jest z głęboko skrywanymi sekretami i wyszukanym stylem. Wyróżnikiem tego niezwykłego zapachu stało się to, że marka, trzymając się konsekwentnie symboliki czerni jako tajemniczego, nieznanego piękna, nie podaje składników kompozycji, pozostawiając je naszej wyobraźni. Jak to określił Jan: „Black to maska Zorro, tajemnica bez racjonalizowania, liczb i danych”. Lubimy tę koncepcję!
Z zapachem Black również wiąże się ciekawa historia. Kompozycja autorstwa znanego francuskiego perfumiarza, Antoine`a Lie była już właściwie gotowa, jednak Jan cały czas nie mógł się zdecydować, czy jest to wersja finalna, czy jeszcze nie. W końcu obiecał perfumiarzowi, że da mu znać po powrocie z wakacji. I poleciał wraz z żoną do Tajlandii. Pierwszego wieczoru wybrali się na kolację. Jan zauważył, że prowadząca ich do stolika kelnerka z ciekawością zerka w jego stronę. Zdziwiło go to, ponieważ, jak powiedział, nigdy wcześniej nie spotkał się z takim zachowaniem zawsze profesjonalnych, zdystansowanych Azjatek. Gdy zajęli miejsca, na twarzy kobiety dało się zauważyć walkę między tym, jak powinna się zachować, a tym, co chciała powiedzieć czy zrobić. Zawodowy profesjonalizm przegrał w tych zmaganiach i oboje z żoną usłyszeli: „Pachniesz bosko!” Żona Jana uśmiechnęła się i zbliżając ku kelnerce dłoń pachnącą Opardu powiedziała: „Tak, ja też uwielbiam ten zapach.”, jednak ta odrzekła: „Przepraszam, ale nie mówiłam o Tobie, miałam na myśli jego.” – i wskazała na Jana. Zgadniecie, jaki zapach nosił? A czy zgadniecie, jaką decyzję odnośnie Blacka przekazał Antoine`owi Lie – telefonicznie, nie czekając na powrót do Holandii? 🙂
W tym roku rodzina Puredistance – a my wraz z nią – świętujemy narodziny. Na świat zawitał White, przynosząc ze sobą uśmiech, radość i szczęście. Taki zresztą był zamysł Jana od samego początku: pragnął stworzyć zapachowy eliksir szczęścia. Tym razem inspiracją stała się jego żona, zawsze uśmiechnięta, zawsze zadowolona, pełna optymizmu, wprowadzająca do domu i rodziny spokojną harmonię, ale i pozytywny, niezobowiązujący luz.
Kompozytorem symfonii szczęścia stał się ponownie Antoine Lie. Prace nad zapachem trwały już sześć miesięcy, gdy Jan zdecydował, że … zaczynają wszystko od początku. Zapach, który powstał był ładny, jednak przypominał koktajl z tropikalnych owoców, a to nie był efekt, o który chodziło Janowi. Antoine postanowił więc odwrócić role w ich duecie, zamieniając miejscami „mózg” z „nosem”. 😉 Wręczył Janowi esencje wybranych, najlepszych składników i nie podpisując ich powiedział: „Zapoznaj się z nimi, wypróbuj różnych połączeń”. I Jan tak właśnie zrobił. Łączył ze sobą różne składniki bezpośrednio na skórze, w różnych proporcjach, zapisując je. W końcu stwierdził, że „odkrył” zestawienie, które najbardziej mu się podoba. Zawiózł próbkę do Antoine`a, ten zapytał go o proporcje, wysłał do laboratorium, które ze składników wykorzystanych przez Jana sporządziło bazę kompozycji. Po kilku dalszych modyfikacjach narodził się White, zapach szczęścia.
Pierwszymi osobami, które testowały nowy zapach byli blogerzy zapachowi. Z 20 osób, które otrzymały od Jana nowy zapach, 19 było nim zachwyconych! W komentarzach najczęściej przewijały się określenia takie jak „optymistyczny”, „uśmiechnięty”, „szczęśliwy”, ale także „najbardziej przystępny z oferty Puredistance”, co oznacza, że kompozycja ta ma szansę stać się prawdziwym bestsellerem marki! Jan nie byłby sobą, gdyby i przy zapachu White nie opowiedział nam ciekawej historii. Otóż jedną z osób testujących nową kompozycję był doskonale znany z portalu Fragrantica.com rosyjski bloger Siergiej Borisow (Serguey Borisov). Okazało się, że tym razem postanowił zastosować niekonwencjonalną metodę i wszystkie siedem zapachów, które otrzymał do testów dał do powąchania swojej malutkiej, rocznej córeczce. Przy sześciu nie było żadnej reakcji, ani pozytywnej, ani negatywnej, uśmiechnęła się dopiero przy siódmej z kolei kompozycji. Tak, to był White. 🙂
Jak Wam się podoba rodzina Puredistance? My od dawna czuliśmy z nią bliski związek, zaś po wizycie i opowieściach Jana Vosa mamy wrażenie, że jesteśmy spokrewnieni. 🙂 Zachęcamy Was do bliższego zapoznania się z pięknymi, bogatymi zapachami Puredistance i przypominamy, że wszystkie możecie przetestować, odwiedzając Perfumerię Quality lub zamawiając próbkę/próbki w naszym butiku internetowym. Zapraszamy!
* * * * *
Wizyta Jana Vosa w Quality stała się dla nas także okazją do przeprowadzenia obszernego wywiadu z artystą. Wkrótce opublikujemy go na blogu.