Memo to marka, którą do tworzenia zapachów inspirują wspomnienia z podróży. Aż strach pomyśleć, jak daleko i wysoko poniosły francuską perfumiarkę Aliénor Massenet skrzydła wyobraźni, że stworzyła kompozycje inspirowane słońcem i księżycem. Jedno jest pewne: była to podróż niezwykła, ponieważ jej olfaktoryczne efekty są po prostu piękne!
Shams Oud to przepiękny, żywiczny, słodki oud w złotym domu słońca. Zapach oślepiająco jasny w otwarciu, szybko nabierający głębi i ciepła (gorąca!), by w końcu wyciszyć się, lecz nigdy nie zgasnąć – jak słońce, które ogrzewa ziemię swym życiodajnym ciepłem nawet wówczas, gdy kryje się za horyzontem.
Analizując tę kompozycję, ani na chwilę nie dane nam było uwolnić od słonecznych skojarzeń. Otwarcie zapachu przeniosło nas nad wzburzone morze, niespokojne pod gwiazdami, blednącymi wraz nadchodzącym świtem. Pierwsze promienie wschodzącego słońca przebijają morską taflę, ciemność cofa się pokonana, wstaje nowy dzień. Morze faluje, wiatr niesie ze sobą lekki, przyjemnie ostry zapach, wyraźnie czujemy jego ciepło – ale i imbirowy chłód, wszak to wiatr od morza. Nozdrza wypełnia lekki aromat ciepłego dymu, ostry akord szafranu i pieprzu i delikatna, bardzo subtelna, prawie niewyczuwalna słona nutka…
…a słońce dźwiga się ponad horyzont, skąpane w morskiej pianie, czyste, złote, coraz gorętsze. Wraz z nim Shams Oud nabiera tempa. Czujemy i prawie widzimy, jak zapachowe molekuły przepychają się między sobą, zderzają, rozgrzewają. Pytacie, co mieliśmy z fizyki…? 😉 Kompozycja wzbiera, aromat gęstnieje, do głosu dochodzi oud w całym swoim bogactwie i szlachetnym dostojeństwie. Jest południe, słońce rządzi niebem, rządzi ziemią. Gorący słoneczny blask spowija nas upojnym, bardzo bliskim, cielesnym aromatem. Czujemy się jednocześnie silni i bezbronni, mali i potężni. Siła oudu osacza i otacza, zmusza do działania i do uległości. Poddajemy się – niepokonani….
…a dzień zaczyna chylić się ku zachodowi. Oud ciemnieje, otoczony ciepłym, drzewnym aromatem labdanum i cichnie wśród pięknych, dymnych żywic. Gdy ospałe, ciemnożółte słońce posyła nam znad horyzontu ostatnie tego dnia spojrzenie, wyraźnie czujemy pełną tęsknoty, delikatnie waniliową słodycz, którą niesie wieczorny wiatr. Na niebie pojawiają się blade gwiazdy…
…wstaje księżyc, srebrny i dziki. Nie skrada się, nie ociąga – po prostu pojawia się na nocnym niebie, jak niepodzielny pan i władca. I przynosi ze sobą Moon Fever, kolejny piękny zapach Memo. Inspirowany nocą i podróżą na … niewidoczną stronę srebrnego globu. Tam nie zabrał nas dotąd żaden z perfumiarzy, prawda?
Gdy po raz pierwszy wąchaliśmy Moon Fever, poważnie zastanawialiśmy się, co na księżycu robi … skóra. Zapach bowiem po pierwszych świeżych, wręcz ostrych cytrusowych nutach – które nam skojarzyły się ze srebrnymi smugami księżycowego blasku – pokazał zdecydowanie skórzany pazur. 😉 Powiało skórą, ciemną i ciepłą. Ciepłą??? No, w sumie niewidoczną stronę księżyca również oświetla słońce, więc dlaczego nie…? Ale skóra??? Wówczas przeczytaliśmy opis tego zapachu w materiałach Memo i wszystko stało się jasne: Aliénor Massenet na niewidocznej stronie księżyca wyobraziła sobie dżunglę, a przecież wszystkim wiadomo, że dżungla bez zwierząt nie istnieje. Na księżycu również. Nawet na jego „ciemnej” stronie. 🙂
Zrozumieliśmy więc skórzany akord, połączyliśmy go w harmonijną całość z drzewnym wetiwerem, zaś miękką nutę bobu tonka i kojącą nutkę szałwii przypisaliśmy zapadającemu nad księżycową dżunglą zmrokowi… Jak widzicie, Moon Fever to kompozycja fabularna, wymagająca nie tylko zaangażowania nosa, ale i wyobraźni. Zdecydowanie warto to zrobić, ponieważ jest naprawdę zachwycająca!