Ekskluzywny wywiad z Lilian Driessen, projektantką mody i wnętrz, artystką, twórczynią marki Maria Lux.
– przeprowadziła Anna Liwska
Skąd pomysł na markę?
Studiowałam projektowanie w szkole artystycznej w Holandii i jeszcze w trakcie egzaminów stwierdziłam, że chciałabym podpisywać swoje projekty nie jako Lilian Driessen, ale w bardziej uniwersalnej formie. Wybrałam imię Maria Lux, bo miało w sobie taką elegancję dawnych gwiazd kina… Teraz, kiedy jestem bardziej dojrzała i doświadczona wiem, że wybrałam to imię bardzo świadomie: Maria to dla mnie symbol kobiecości, ikona kobiety – dziewicy, matki i kochanki, zaś Lux to luksus, ale również światło, pożądanie i pragnienie. Wszystkie elementy razem tworzą jedną, spójną opowieść. Stworzyłam markę MariaLux, ponieważ w świecie produktów luksusowych brakowało mi zarówno pewnej intymności jak i piękna, które dla mnie jest największą wartością.
Jak powstały zapachy Maria Lux: Truly, Madly, Deeply? Czy razem z historią o różnych obliczach miłości miałaś w głowie konkretne składniki, które chcesz wykorzystać w swoich kompozycjach?
Najpierw powstał szkic opowieści. Czułam się wtedy trochę jak muzyk, kompozytor, choć zamiast dźwięków, korzystałam ze składników. Było to dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem, gdyż do tamtej pory pracowałam tylko z różnymi materiałami, kolorami i wzorami. Projektowałam modę. W Maria Lux chciałam dotknąć emocji, tego, co niematerialne. Miłość była pierwszą, która przyszła mi na myśl. Musiałam nadać jej kształt.
No tak, póki czegoś nie dotkniemy, to w to nie uwierzymy 🙂
Dokładnie! Sądzę, że większość ludzi nadal czuje się nieswojo, gdy chodzi o sprawy niematerialne i duchowe, dlatego stwierdziłam, że trzeba będzie stworzyć pewnego rodzaju „scenę”, gdzie emocje staną się prawdziwe. Uznałam, że to jest jednocześnie świetna metafora dla perfum, które przecież dosłownie są pachnącym powietrzem. Trzeba zaufać zmysłom i swojemu umysłowi, bo przecież nie dotkniemy ich, nie poczujemy, czy są twarde czy miękkie…
Wracając do zapachów – powierzyłaś tę część Alessandro Gualtieri?
Tak, ja stworzyłam koncepcję i nadawałam kierunek pracy, ale to on tworzył zapachy. Przynosił kwiaty, esencje… Przyznam, że sama nie mam naukowej wiedzy o zapachach i składnikach, ale mam poczucie piękna. Działam spontanicznie i słucham własnej intuicji. Wiem, co chcę osiągnąć.
Alessandro miał duży wpływ na ostateczny wygląd twoich zapachów. Czy ty również masz swoje trzy grosze w marce Nasomatto?
Często mówię mu co myślę, ale nie wiem, czy słucha :). Inspirują go rzeczy i sytuacje, w których sam się znajduje, podobnie jak mnie zainspirowały emocje, których doświadczyłam. Pokazuje mi wszystkie swoje projekty i prace, dużo dla niego piszę, tłumaczę jego słowa i myśli. Pracujemy razem już od dawna.
Wspominałaś przed naszą rozmową o tym, że projektujesz biżuterię. Masz na sobie dzisiaj imponujący naszyjnik – również twojego autorstwa?
Tak, uwielbiam biżuterię, choć dzisiaj wyjątkowo nic swojego na sobie nie mam. Biżuteria, podobnie jak perfumy, ma według mnie duszę, niesie w sobie wspomnienia.
Plany na przyszłość? Nowa linia, kolejny tryptyk?
Tak, planuję nowe zapachy z nową opowieścią i podobnie, jak dotychczas, będzie to mała seria. Nie chcę, żeby ludzie traktowali zapachy jak np. koszulki, które kupują, noszą, a potem wyrzucają. Zapachy powinny zostawać z nami na dłużej.
Coś więcej o nowej linii? Uchylisz rąbka tajemnicy?
To jeden z tych tematów, o których pisze się książki, tworzy filmy, piosenki, wiersze… „To” zawsze tam jest. Więcej nie powiem.
A gdybyś tak mogła wybrać nowe zajęcie – czy jest coś jeszcze, co chciałabyś w życiu robić?
Gdybym nie stworzyła MariaLux sądzę, że… koniec końców robiłabym to samo! Lubię tworzyć, otwierać nowe drzwi i pokazywać ludziom wielki, piękny świat, który jest za nimi. Lubię poznawać. Znam pięć języków: angielski, duński, włoski, niemiecki i francuski. Polskiego niestety nie znam, ale mój pierwszy chłopak był z Polski i nadal pamiętam, jak się nazywał. 🙂 Gdybym mogła wybrać, to chciałabym być śpiewaczką. Talent, który pochodzi prosto z twojego ciała, porywający głos, to coś niesamowitego. Od razu dostaję gęsiej skórki z wrażenia!
Zdjęcie nr 1 – stormfashion.dk
Zdjęcie nr 2 – dianepernet.typepad.com