Perfumeria Quality Missala: Czy twoja kariera perfumiarza jest kontynuacją tego, co robiła twoja mama Annick, czy to już zupełnie inna historia?
Camille Goutal: Odkąd pamiętam wychowywałam się wśród zapachów. Ich poznawanie zawsze mnie fascynowało. Mama do niczego mnie nie zmuszała – fakt, że była perfumiarzem nie przesądził mojej drogi życiowej. Mój ojciec był malarzem. Lubił otaczać się pięknymi przedmiotami. Z wykształcenia jestem fotografem, jednak świat zapachów nie przestawał mnie intrygować. Wciągnął mnie i tak już zostało.
Tak, jak moja mama czerpię inspirację z osobistych przeżyć i emocji. Tak, jak ona mam zamiłowanie do najlepszych naturalnych składników i dobieram je bardzo starannie. Oczywiście w szczegółach się różnimy. Staram się zachować wizerunek marki, ale wprowadzam też drobne zmiany. Dodałam trochę kolorów, aby flakony i opakowania były bardziej wyraziste.
Po jaki składnik najchętniej sięgasz?
Uwielbiam białe kwiaty: jaśmin, plumerię, ylang ylang… Annick kochała róże.
A zdradzisz swój ulubiony zapach?
Obecnie jest nim Songes. Pracowałam nad nim przez ostatnie pięć lat. Stworzyłam go dla siebie i uważam, że idealnie do mnie pasuje. Czuje się spełniona. Ten zapach to ja.
Traktujesz tworzenie zapachów jak przyjemność czy jest to raczej ciężka praca?
Nie robiłabym tego, gdyby nie była to przyjemność. Rodzice zawsze mówili mi żebym zajmowała się tym, co mnie pasjonuje. Tworzenie daje mi wiele radości, ale jest to także ciężka praca. Wy
maga cierpliwości i wytrwałości.
Na ile w pracy perfumiarza liczy się talent, a na ile doświadczenie?
Z tym bywa różnie. Osobiście uważam, że przydałoby mi się jeszcze więcej doświadczenia. Cieszę się, że współpracuję z Isabelle [Doyen – asystentką Annick i Kamille Goutal – red.], od której mogę się wiele nauczyć. Ale mam zawsze dużo pomysłów i często proponuję niekonwencjonalne rozwiązania.
Czy to oznacza, że każdy może zostać „nosem”?
Nie. Możesz mieć dużą wiedzę i doświadczenie, ale to nie wystarczy, jeśli zabraknie inwencji i oryginalnych pomysłów. Bycie perfumiarzem to mieszanka wyobraźni, marzeń, pragnień. Nie jest to kwestia wyjątkowo rozwiniętego zmysłu powonienia. Po prostu niektórzy odbierają świat przez obrazy, inni prze dźwięki, a jeszcze inni poprzez zapachy.
Jak wyglądała twoja droga do zawodu perfumiarza?
Dużo czasu spędzałam z Isabelle, która od lat jest moją osobistą nauczycielką. Najpierw pomagała mojej mamie, a teraz wspiera mnie. Pracuje z nami już dwadzieścia jeden lat. W zasadzie stała się członkiem naszej rodziny.
Skąd czerpiesz inspirację przy komponowaniu perfum?
Z wielu źródeł. To może być kwiat z ogrodu, daleka podróż… Na przykład spacer po Bemowskim Lesie, kiedy napotkaliśmy kwitnący krzew dzikiej róży… Rozmyślania nad obrazem… Wyobrażam sobie miejsce i jaki mogłoby mieć zapach… Zapach kobiety mijanej na ulicy… albo mężczyzny…
Z pewnością rozpoznajesz zapachy Annick Goutal na innych osobach.
Przeważnie tak, ale nie zawsze. Niektóre kobiety używają mocno pachnących szamponów lub balsamów. Zapachy łączą się ze sobą i nie zawsze da się je rozszyfrować. Czasami intensywny zapach proszku do prania może zagłuszyć pozostałe. Kobiety często nie zdają sobie z tego sprawy. Wydaje im się, że pachną tylko swoimi perfumami.
Czy dla kogoś o tak wrażliwym zmyśle powonienia jak ty doznania zapachowe bywają zbyt intensywne, a nawet męczące? Na przykład w gorący letni dzień?
Wręcz przeciwnie. Najbardziej lubię gorące lato. Niektórym ludziom mam wprawdzie chęć powiedzieć, aby wzięli prysznic, ale generalnie świat jest bardziej interesujący. Wszystko pachnie mocniej, intensywniej.
Czy twoje wspomnienia miejsc i wydarzeń zawsze łączą się z zapachami?
Nie zawsze. Aby zapamiętać zapach jakiegoś miejsca, muszą się z nim wiązać silne przeżycia. Wspomnienie z domu i ogrodu mojego dziadka to obrazy, kolory, ale także zapachy. Kurz, kamienie, ziemia. Może nie był to zapach najładniejszy, ale bardzo bliski mojemu sercu.
Czy będziesz próbowała go odtworzyć?
Nie. To mój tajemniczy ogród. Na Mauritiusie, który zainspirował mnie do stworzenia Songes pachnie przepięknie, ale z tym miejscem wiążą się dla mnie silne emocjonalne przeżycia – mieszanka rozpaczy i szczęścia. Tego roku zmarła moja mama i urodziłam pierwszą córeczkę. Zapach tropikalnych białych kwiatów przywrócił mi równowagę. Żeby go uwiecznić wykonałyśmy z Isabelle ponad tysiąc prób zanim efekt oddawał tamto przeżycie.
A skąd się wzięła nazwa Songes?
Szukałam dobrej nazwy dla tego zapachu. Rzeczywistość rynku perfumeryjnego wygląda tak, że firmy zastrzegają różne nazwy na swój użytek, z wieloletnim wyprzedzeniem i bez konkretnych planów. Kiedy próbowałam zarezerwować nazwę dla swoich perfum, wszystkie które przychodziły mi na myśl były już zajęte. Zrozpaczona przeglądałam stare dokumenty i archiwa mamy. Odkryłam, że piętnaście lat temu Annick zastrzegła nazwę Songes. Wtedy mnie olśniło. To było właśnie to, czego potrzebowałam!
Twoje wcześniejsze zapachy także są bardzo osobiste. Choćby Quel Amour!
Kiedy miałam 21 lat na dwa miesiące wyjechałam do Australii. Gdy wracałam do Paryża byłam pełna niepewności i obaw, czy mój chłopak jeszcze na mnie czeka. Po długiej i męczącej podróży dotarłam wreszcie do domu. Wspinając się mozolnie na szóste piętro kamienicy zauważyłam, że na schodach ktoś porozkładał płatki peonii i róż. Bardzo zazdrościłam sąsiadce tak romantycznego adoratora. Kiedy dotarłam na górę okazało się, że ścieżka wyściełana płatkami kwiatów prowadzi do moich drzwi i dalej przez mieszkanie do sypialni, gdzie na łóżku, ściskając w ramionach ogromny bukiet peonii i róż spał mój ukochany. – Quel Amour! (Cóż za ukochany!) – wyznałam z zachwytem.
Czy ten zapach wciąż opisuje wasz związek?
Już nie do końca. Nasz związek jest dojrzalszy. Gdy myślę o moim partnerze, to do głowy przychodzi mi zapach naszych dzieci… Naszej sypialni. Każdy pokój ma swój charakterystyczny zapach. Pamiętam też zapach pokoju mojej mamy. Uwielbiałam go. Był to zapach świec, kawy i świeżego chleba.
Czy to prawda, że tworząc Les Nuits d’Hadrien realizowałaś testament matki?
Częściowo tak. Wiedziałam, że Annick zastanawiała się nad przerobieniem Eau d’Hadrien. Przeczytałam książkę, która zainspirowała mamę [powieść Marguerite Yourcenar „Pamiętniki Hadriana” – red.]. Ale osobę cesarza Hadriana ujrzałam w zupełnie innym świetle… Z pomocą Isabelle stworzyłam swoją wizję. Jest to kontynuacja opowieści o czarującej historii Włoch, ale Les Nuits d’Hadrien (Noc Hardiana) jest zapachem podkreślającym bardziej ludzki charakter cesarza. Zafascynowała mnie jego namiętność do jednego ze swoich żołnierzy. Stąd Les Nuits d’Hadrien jest tak bardzo zmysłowy. Przyznam, że trochę bałam się konfrontacji z wielką kreacją mojej mamy. Wszystkie te troski rozwiały się po tym, gdy mój zapach został bardzo gorąco przyjęty.
Twoja poprzednia kreacja Mandragore także odniosła wielki sukces. W Polsce podoba się bardzo wielu osobom. Jak myślisz, czemu to zawdzięcza?
To zapach tajemniczy i uwodzicielski. Nazwa Mandragore odwołuje się do zamierzchłych czasów, kiedy człowiek posiadał tajemną wiedzę o siłach drzemiących w roślinach. Przez długie lata wierzono w niezwykłe właściwości mandragory. Uważano ją za lek na wszystkie dolegliwości, jednak w złych rękach mogła przynieść więcej szkody niż korzyści. Mandragorę otaczały liczne legendy. Jej korzeń w kształcie ciała człowieka miał dać początek rodzajowi ludzkiemu. A krzyk rośliny wyrwanej z ziemi w burzową noc mógł na zawsze pozbawić zmysłów… Wierzono również, że sproszkowany korzeń mandragory jest bardzo silnym afrodyzjakiem… Podczas prac okazało się jednak, że ani sama mandragora, ani jej korzeń, nie mają zapachu! Użyłam więc czarnego pieprzu, mięty, imbiru i anyżku do których dodałam szałwii, czystka i labdanum. Sproszkowany korzeń Mandragory zapewnia zapachowi wewnętrzną moc.
Męskie zapachy Annick, jak Sables i Eau de Fier są bardzo wyraziste i pikantne. Jaka jest twoja wizja mężczyzny?
Konkretna, ale nie jednowymiarowa. Duel stworzyłam dla mojego chłopaka. Jego nazwa ma dwa znaczenia – „pojedynek” oraz „podwójny, dwoisty”. Chciałam tym zapachem opisać mojego ukochanego. Z jednej strony jest delikatny, opiekuńczy, kochający, wrażliwy i oddany dzieciom. A z drugiej strony pozostaje prawdziwym, silnym mężczyzną. Takim, który mógłby przenieść się w czasie, by walczyć w pojedynkach. Subtelna nuta skórzana przypomina zapach rzuconej rękawicy, która symbolizowała wyzwanie na pojedynek… w imię honoru lub miłości…
Tworząc Duel chciałam więc pokazać dwoistą naturę męskiej duszy. Słodką i delikatną, ale bardzo silną i zdecydowaną zarazem. Pracując nad tym zapachem wykorzystałam liście mate – zioła rosnącego w Ameryce Południowej. Mate dodaje sił, pobudza i zwalcza ból. Jest niezastąpionym środkiem na „soroche” – chorobę wysokogórską. Nadaje perfumom bardzo męski charakter. W kompozycji są też korzenie irysu, wrzos, piżmo, absynt i paragwajskie zboże. Duel jest współczesny, bardzo męski – idealny dla romantyków XXI wieku.
Powiedziałaś, że Songes jest spełnieniem twoich marzeń. Co będzie dalej?
To oczywiście tajemnica. Zdradzę tylko, że pracuję nad silnym męskim zapachem. Jest już prawie gotowy.
Dziękujemy za rozmowę.
Źródło: Album Perfumerii Quality „First in Luxury”, 2007
cudownie musi być urodzić się w rodzinie perfumiarskiej… wywiad brzmi jak bajka, daleki odległy świat… co sprawia, że mam ochotę poznać te wszystkie zapachy. Zamknąć się z nimi sam na sam w pokoju, zamknąć oczy i jeden za drugim chłonąć, chłonąć, chłonąć…
piękny flakon! kojarzy mi się z bombką na choinkę, i tak sobie myślę, że byłby to wspaniały prezent gwiazdkowy. Tylko ciekawe jak pachną te perfumy i do kogo z moich bliskich pasują?
Mnie zachwycają perfumy Annic Goutal! Mam już ich trzeci flakon. zdecydowana większość podoba mi się tak bardzo, że nie mogę, tak jak to było jeszcze do niedawna, pozostawać wierne jednemu zapachowi, tylko za każdym razem wybieram coś innego, ale tak naprawdę chciałabym mieć wszystkie. Uwielbiam też flakony, ale właśnie nie to z serii ozdobnych, tylko te podstawowe, proste, eleganckie, ze wstążeczką… Dzięki tym perfumom czuję się wyjątkową kobietą i nawet się cieszę, że kosztują tyle ile kosztują bo dzięki temu nie są masowe.