Kilka dni temu opowiedzieliśmy Wam, które zapachy będą nam towarzyszyć w czasie tegorocznych wakacji. Dziś o to samo chcemy zapytać Was.
Który zapach z oferty Quality kochacie tak bardzo, że nie rozstaniecie się z nim nawet w trakcie wakacyjnych podróży? Który zachwycił Was tak mocno, że zrobicie dla niego miejsce w Waszej walizce czy plecaku? Czym pachnieć będzie Wasze lato?
Prosimy, piszcie! W formie komentarzy pod wpisem. Forma wypowiedzi tym razem jest absolutnie dowolna, czekamy na rozprawki, fraszki, rymowanki i wiersze białe. Pełna swoboda, mamy wszak lato!
Przygotowaliśmy atrakcyjną, przepięknie pachnącą nagrodę główną: przedpremierowy flakon najnowszej kompozycji Les Parfums de Rosine Ballerina No.2, zapachu, który dopiero pojawi się w naszej ofercie. Nagrodzimy nim autorkę/autora najciekawszej odpowiedzi.
Chcemy Was również obdarować próbkami wszystkich trzech zapachów z najnowszej, letniej kolekcji marki Kilian, zatem naprawdę warto stanąć w konkursowe szranki. 🙂
Na odpowiedzi czekamy do środy, 15 lipca. Serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie!
Zapach jest językiem, który nie potrzebuje słów –
rzekł kiedyś Jacques Polge – a ja muszę się z nim znów
zgodzić całym sercem, głową i…podstawą, dlatego że
wyrażam się za pomocą perfum, perfumy wyrażają mnie…
AMOUAGE Epic Woman jest moim małym wielkim manifestem – to zapach, dzięki któremu z jednej strony czuję się jak dziecko, z drugiej jak księżniczka, a przede wszystkim – jak pewna siebie kobieta – dlatego od tych perfum nie mam wakacji 😉
Moje lato już dobre ćwierć wieku, czyli właściwie odkąd pamiętam, pachnie jaśminem – to naprawdę nuty mojego serca, bo w towarzystwie tej właśnie woni spędzałam najpiękniejsze chwile dzieciństwa, po raz pierwszy się zakochałam i po raz ostatni beztrosko cieszyłam się mijającym dzieciństwem…
Podobnie jest z cynamonem, ambrą i piżmem – to również zapachy wakacji spędzonych na wsi u mojej babci – i o ile ten pierwszy wiązał się z rozkoszą dla podniebienia, pozostała dwójka zawsze towarzyszyła małemu pokazowi mody w wykonaniu babci – to właśnie ona pokazała mi kobiecą stronę kobiecości…I to włąśnie z nią kojarzy mi się ten zapach – i ze wszystkim, co w moim życiu najpiękniejsze…Więc jak mogłabym z niego zrezygnować na wakacjach? Tym bardziej, że póki co jestem w posiadaniu jedynie odlewki, która mieści się nawet w kopertówce 😉
Mimo, że wakacje to okres, który sam w sobie jest przepełniony niesamowitymi zapachami plaż, roślin, morza, to jednak nie umiałabym i nie rezygnuję nigdy ze swoich ukochanych letnich perfum czyli Mandarine -L’Artisan Parfumeur. To co znajduje się w tym prostym flakonie jest dla mnie kwintesencją wakacji i często nawet w środku zimy, wyciągam go z szafki by choć na chwilę przenieść się na te słoneczne plaże, do tych spacerów po ogrodzie i do czasu błogiego lenistwa. Nie jest to zwykły cytrusowy zapach jakich wiele. Zdecydowanie nie. Podobnie jak wiele kompozycji L’Artisan Parfumeur, Mandarine to niezwykle prawdziwy zapach. Pierwsze zetknięcie z tymi perfumami to wejście pomiędzy mandarynkowe drzewka, wszędzie unosi się kwaśny, odrobinę cierpki aromat. Później zrywamy jeden owoc [choć dobrze wiemy, że na jednym na pewno się nie skończy], obieramy go ze skórki, czemu towarzyszy odrobinę słodsza nuta, by ostatecznie zjeść niezwykle soczystą, słodką mandarynkę. Ach, ten zapach rozwesela mnie zawsze, zawsze!
Lato to dla mnie błogosławiona pora roku. Jestem ciepłolubna i nie znoszę marznąć. Nie przepadam też za chłodnymi zapachami. Dlatego do walizki zabiorę odkryty niedawno, i – jak się okazuje – umiłowany bezgranicznie – Tardes Corner Barcelona. Ten bajeczny zapach przesycony złotymi promieniami lata to mój talizman, amulet, rozweselacz. Jego zmysłowa, delikatna słodycz sprawia, że od rana do wieczora, nawet w pochmurne dni, jestem czystą radością, a moja pewność siebie rośnie. Niczym miękki, kaszmirowy szal, daje mi poczucie luksusu i bezpieczeństwa, chroni przed zenitowym skwarem i wieczornym chłodem. A welon, który faluje przy każdym drobnym ruchu kusi dyskretnym aromatem frywolności i beztroski. Ubrana w Tardes mam wrażenie absolutnego spełnienia i dobrostanu. Przy nim nie wiem, co to samotność. Przy nim jestem sobą.
Nie wyobrażam sobie wakacyjnego poranka bez Brooklynu Bonda N0. 9. Swoją niebanalna świeżością idealnie wpisuje się w klimat wakacji w mieście, a jego sucha, owocowa szorstkość kojarzy mi się z grejpfrutowym drinkiem, pitym na rozgrzanym, drewnianym pomoście.
W tym roku definitywnie zakończyły się moje poszukiwania idealnego zapachu na lato. W końcu trafiłam na kompozycję, która przeszła test najcięższych warunków w upalnym mieście…
Acqua di Sale marki Profumum Roma. Dla mnie odkrycie roku i perfumy, które odświeżać i koić będą mnie z pewnością nie tylko w tym sezonie.
AdS natychmiastowo teleportują z rozgrzanej, betonowej miejskiej dżungli nad morze. Morze bardzo słone i pełne wodorostów… Wodorosty wyrzucane przez fale na brzeg leżą na rozgrzanych kamieniach i słonym piasku – wysychają… Podobno za charakterystyczny zapach morza odpowiada siarczek dimetylu – gaz produkowany przez bakterie żyjące w morskiej wodzie. Ten niesamowity aromat wprowadza mnie skojarzeniowo w stan relaksu. Odnajduję go w Acqua di Sale, tak sugestywnie, że na twarzy niemal czuję bryzę, a pod stopami piasek.
Ciekawostką i dodatkowym atutem jest konsystencja, przypominająca odrobinę olejek do opalania. Wspaniale nawilżają i wygładzają skórę.
„…Masz takie usta czerwone
Czerwone jak pożar zórz
Zaczarowanych ranków
I zaczarowanych róż
Dla ciebie mały ogrodnik
Posadził pnące róże
Że tobą był urzeczony
Pragnął cię nimi urzec
I z róż naręczem przyszedł raz
Prosić o jedno twe słowo
Oślepił go twych oczu blask
Milczałaś kolorowo
I odtąd pod oknem twoim
I groszki kwitną i róże
Na modłę wiotkich powoi
Pną się i pną po murze …”
Autor tekstu :Julian Kacper, Henryk Rostworowski .
Wykonanie: Ewa Demarczyk.
Zapach mojego lata , to zapach bajkowo kolorowego ogrodu mojej babci i wspomnień z nim związanych noszonych głęboko w sercu. Moje lato to zapach róż zamknięty w HISTORIAE Rose de France edt, dla którego zawsze znajdzie się miejsce w mojej walizce , to zapach dzięki któremu nawet na końcu świata są zemną wspomnienia i osoby, które kocham! Moja babcia była wielką pasjonatką i hodowcą pięknych róż, które kolorowymi kaskadami zalewały jej ogród. Kwiaty te i ich zapach towarzyszyły mi od najmłodszych lat, przyozdabiały stoły w domu babci, rozchodziły się piękną wonią po całym domu, były naszym znakiem rozpoznawczym. Babcia do końca życia kochała je , pielęgnowała i sprzedawała na miejscowym targu , dzieląc się w ten sposób pięknem z innymi ludźmi . Zapach HISTORIAE Rose de France, to zapach najwspanialszego okresu mojego życia, ciepła, miłości i bezpieczeństwa ,dlaczego więc nie przedłużyć w nieskończoność tych pięknych chwil dzięki”…Masz takie usta czerwone
Czerwone jak pożar zórz
Zaczarowanych ranków
I zaczarowanych róż
Dla ciebie mały ogrodnik
Posadził pnące róże
Że tobą był urzeczony
Pragnął cię nimi urzec
I z róż naręczem przyszedł raz
Prosić o jedno twe słowo
Oślepił go twych oczu blask
Milczałaś kolorowo
I odtąd pod oknem twoim
I groszki kwitną i róże
Na modłę wiotkich powoi
Pną się i pną po murze …”
Autor tekstu :Julian Kacper, Henryk Rostworowski .
Wykonanie: Ewa Demarczyk.
Zapach mojego lata , to zapach bajkowo kolorowego ogrodu mojej babci i wspomnień z nim związanych noszonych głęboko w sercu. Moje lato to zapach róż zamknięty w HISTORIAE Rose de France edt, dla którego zawsze znajdzie się miejsce w mojej walizce , to zapach dzięki któremu nawet na końcu świata są zemną wspomnienia i osoby, które kocham! Moja babcia była wielką pasjonatką i hodowcą pięknych róż, które kolorowymi kaskadami zalewały jej ogród. Kwiaty te i ich zapach towarzyszyły mi od najmłodszych lat, przyozdabiały stoły w domu babci, rozchodziły się piękną wonią po całym domu, były naszym znakiem rozpoznawczym. Babcia do końca życia kochała je , pielęgnowała i sprzedawała na miejscowym targu , dzieląc się w ten sposób pięknem z innymi ludźmi . Zapach HISTORIAE Rose de France, to zapach najwspanialszego okresu mojego życia ,dlaczego więc nie przedłużyć w nieskończoność tych pięknych chwil !!!
Na wakacje wezmę ze sobą perfumy Francis Kurkdjian Oud Satin Mood. Idealnie wkomponowuje się w letnie wieczory. Dyskretny urok róży wzbogacony tajemniczym oud’em podkreśla wyjątkowość tych beztroskich chwil, zaś fiołek dodaje im finezji. Zapach unosi się w otoczeniu, ale go nie dominuje. Subtelnie podkreśla urok chwil spędzonych przy pięknych krajobrazach. Przywołuje wspomnienia mile spędzonego dnia. Koi zmysły po letnich wojażach, wprowadzając romantyczny i błogi klimat. Magia satyny. Jednocześnie chłodzi ciało i rozgrzewa wyobraźnię.
Nie wyobrażam sobie wakacji bez spakowania do walizki mojej pięknej czerwonej sukienki i zapachu SERGE LUTENS La Fille de Berlin . Myślę że to właśnie nim mogłaby pachnieć tytułowa ” Lady in reed ” w piosence Chris De Burgha. Wakacje to czas odpoczynku, relaksu ale także miłości i porywów serca . To właśnie na wakacjach poznałam miłość mojego życia, a pierwszymi słowami jakie wypowiedział podczas tańca mój obecny mąż było ” jak pięknie pachniesz”! Twórca tej kompozycji to jeden z moich ulubionych mistrzów , wielbię wiele zapachów, które wyszły spod jego ręki i nosa, lecz La Fille de Berlin jest kompozycją , która idealnie współgra z moja skórą . Piękna, naturalna róża, bardzo soczysta, delikatnie okraszona pieprzem, lekko pudrowa co nadaje tajemniczości jego nosicielce do tego dochodzi cudowna projekcja i trwałość! Skropiona kilkoma kroplami La Fille de Berlin, czuję się piękna i pewna siebie, no i najważniejsze uwiodłam nimi mężczyznę mojego życia, ten zapach to MAGIA !!!
„I never will forget
The way you look… tonight
Lady in red
Lady in red
Lady in red
My lady in red
I love you… ”
„Nigdy nie zapomnę
Jak wyglądałaś tej nocy
Dama w czerwieni
Dama w czerwieni
Dama w czerwieni
Moja Pani w czerwieni
Kocham Cię ”
Chris De Burgh
Przyszło lato, a ja wciąż byłam niezdecydowana co do zapachu. Wiele lat towarzyszył mi popularny zapach Diora, ale przez te lata ja bardzo się zmieniałam i zapach ten przestał być moim. Wyruszyłam więc w podróż do nowej krainy zapachu i trafiałam do Perfumerii Missala. To było wspaniałe odkrycie, nowe doznania… Świat zmysłów wariował. A ja pracując nad nową sobą też wariowałam. Ciągle było już „prawie to”, a jednak wciąż to nie ja. Wiele próbek, wiele zmian. Trafiłam także na Missala Quessence i nagle znalazłam się w świecie który sobie buduję, w świecie gdzie jestem tu i teraz, w świecie gdzie moja dusza i ciało mówią jednym językiem. To mój zapach. On wychodzi ze mnie i mnie otula. Ja i on to jedność. To moja letnia przygoda życia.
Przyszło lato, a ja wciąż byłam niezdecydowana co do zapachu. Wiele lat towarzyszył mi popularny zapach Diora, ale przez te lata ja bardzo się zmieniałam i zapach ten przestał być moim. Wyruszyłam więc w podróż do nowej krainy zapachu i trafiałam do Perfumerii Missala. To było wspaniałe odkrycie, nowe doznania… Świat zmysłów wariował. A ja pracując nad nową sobą też wariowałam. Ciągle było już „prawie to”, a jednak wciąż to nie ja. Wiele próbek, wiele zmian. Trafiłam także na Missala Quessence i nagle znalazłam się w świecie który sobie buduję, w świecie gdzie jestem tu i teraz, w świecie gdzie moja dusza i ciało mówią jednym językiem. To mój zapach. On wychodzi ze mnie i mnie otula. Ja i on to jedność. To moja letnia przygoda życia
Batucada kołysze rytmem samby z Rio
Lato limonką i miętą Caipirhę spija
Serce bogactwem kwiatów upaja
Zamyka morską bryzę kokosu chwilą.
Od pewnego czasu, mój faworyt na lato: „Batucada” L’Artisan. Pozdrawiam!
Gdyby słońce pachniało, z pewnością pachniałoby Amyris Femme FRANCIS KURKDJIAN!
To zapach świetlisty, jasny, lśniący, promienny, ciepły, ale nie męczący, przeciwnie – dodający energii, wywołujący uśmiech na twarzy mojej oraz otoczenia 🙂 Jednym słowem – słoneczny!
Dla mnie wakacje także powinny być słoneczne!
Pełnia szczęścia to słońce nade mną i słońce we mnie. Ponieważ jednak w tegoroczne wakacje słońca może mi zabraknąć, zabieram ze sobą jego cząstkę zamkniętą we flakonie Amyris Femme. Gdy słońce skryje się za chmurami, uwolnię jego namiastkę z flakonu…
„Cuirs” Carner Barcelona, „Black Afgano” Nasomatto, „Interlude” Amouage.
W lecie pociąga mnie Sycylia. Nigdy tam nie byłam. Za to co roku, gdy robi się wyraźnie ciepło wyciągam arcydzieło włoskiej literatury Giuseppe Tomasi di Lampedusa „Gepard” (koniecznie w tłumaczeniu Stanisława Ksprzysiaka) i przenoszę się w niezwykły upał, po prostu żar nasycony zapachami niemal suchych rozmarynów, oliwek, mirtów i więdnących powoli dorodnych ogrodowych róż, spieczona ziemia i hulający wiatr i …cisza.
Drugi równies urowy ale i pociągający nurt to mafijny świat Mario Puzo z jego Sycylijczykiem, który rozgrywa się w podobnej scenerii.
Tym wszystkim pachnie mi Ichnusa PRO FVMVM ROMA – dla mnie zapach dzikości w sercu i czynach, niezmierzonej fali gorąca i jak nazwa wskazuje esencja …Sardynii – a to niedaleko. To moje wakacyjne marzenie, w które się ubieram.
Latem w powietrzu czuć ulotną woń młodości, miłości i nadziei, spełnionych marzeń… a moje lato pachnie Hélène od RANCÉ 1795. Pokochałam je od pierwszego powąchania, bo są symfonią tych wszystkich woni, które budzą w moim umyśle, sercu i duszy najpiękniejsze wspomnienia, są kluczem otwierającym bramy tajemniczego ogrodu zwanego dzieciństwem. A ja bez wahania podążam w wyobraźni za tym zapachem za każdym razem, kiedy skrapiam nim szyję i nadgarstki. Wiążą się z nim same miłe wspomnienia i żałuję, że w malutkiej fiolce już niedługo będzie widać dno. Latem noszę te perfumy do koszuli w kratę, jedwabnej sukienki i dżinsów, wirującej w tańcu spódnicy i krótkich spodenek. Lato od zawsze kojarzy mi się z wsią i moją babcią Heleną, u której co roku spędzałam wakacje. Wystarczy kilka kropli tych lekko nostalgicznych perfum, by przenieść się do malutkiej wioski, którą trudno odszukać na mapie, chyba że przedwojennej. Są tam tylko trzy stare ceglane domy, tuż obok szumi las, na polach złoci się zboże, ukwiecone łąki wibrują szelestem owadzich skrzydeł a tajemnicze koty o szmaragdowozielonych oczach wygrzewają się na słońcu. Ogród babci budził się co rano, by uwodzić feerią barw i zapachem kwiatów: delikatne nuty konwalii i narcyza oraz ulotny zapach liści fiołka razem z różą i owocami tworzy niezwykły koktajl. Konwalie wnoszą nieco chłodu, róże kuszą herbaciano-pudrową słodyczą, sandałowiec i wanilia otulają zmysłowo skórę niczym jedwabna sukienka. Owoce papai, mandarynki i marakuja choć egzotyczne – kojarzą się z babcinym sadem, w którym na słońcu czerwieniały soczyste owoce, zapraszając do wspinania się na gałęzie. Waniliowa nuta natomiast to najsmaczniejszy pod słońcem babciny placek, który znikał z patery jeszcze tego samego dnia, ciepły, zachłannie jedzony przez dzieci. Naszemu łakomstwu przyglądały się fioletowe irysy, stojące w kryształowym wazonie koło lustra, pokrytego ze starości brązowymi plamami.
Hélène RANCÉ na początku są delikatne jak pierwsze nieśmiałe pocałunki, jak szept zakochanego chłopaka, który na ławeczce ukrytej wśród krzewów recytował mi do ucha wiersze Leśmiana. Tak, w babcinym ogrodzie odbyła się moja pierwsza randka;) Miałam na sobie zwiewną sukienkę w grochy i serce pełne wzniosłych uczuć. Te perfumy już zawsze będą mi się kojarzyć z beztroskim dzieciństwem, pierwszą miłością, letnimi wieczorami i delikatnym wietrzykiem chłodzącym rozpalone zmysły. Napoleon znalazł swoje szczęście na wyspie, ja znalazłam swoją wyspę szczęśliwą ukrytą w szklanym flakonie perfum RANCÉ Hélène, które przenoszą mnie we wspomnieniach do krainy młodości – to tajemnica mojego dobrego nastroju każdego letniego dnia, bez względu na pogodę:)
Wiem, że te najpiękniejsze wakacje już nigdy się nie powtórzą. Bo jak pisał poeta: „Nigdy nie będzie takiego lata. Słońce nie będzie już tak cudnie wschodzić, zachodzić. Księżyc nie będzie tak pięknie wisiał.” Za każdym razem, gdy wdycham zapach perfum Hélène mam ochotę, niczym Faust, wykrzyczeć prosto w błękitne niebo: „Chwilo trwaj! Jesteś piękna”!
Cały rok lubię Missalę,
więc na lato Acqua di Sale.
w Łodzi,Sopocie czy Rzymie,
wszędzie zapach ten słynie…
Na wakacjach słyszę pytania –
„czym tak pachniesz kochana od rana?”,
Poznajcie i przekażcie dalej –
to wspaniała Acqua di Sale.
Zabieram ją ze sobą wszędzie,
całe lato towarzyszyć mi będzie.
A Ty ,gdy odwiedzisz Missalę,
też zachwycisz się Acquą di Sale.
Ja na wakacjach już od dawna
– odkąd poznałam pewnego pana
z Saint-Tropez.
Na imię mu jest „Voile blanche”,
a pachnie plażą i wiatrem. I wciąż
czuję tę woń…
Soczysta, słoneczna i lekka
otacza mnie niczym mgiełka
spienionych fal…
Ciągle pragnę być tam
skąd przybył do mnie ten pan
– mój zapach wakacji: Voile Blanche!
Z przymrużeniem oka;)
Lato pachnie dla mnie PLURIEL „Mistrza” Kurkdjiana,
gdyż jestem tym zapachem po prostu oczarowana.
Niby niewinny, a już po chwili rozkosz prawdziwa,
bo z głębi jego serca bukiet najcudowniejszych kwiatów
swą wonią mnie przyzywa.
Perfumy te zaiste ułożone zostały z muśnięcia płatków,
opatrzone przez jego „twórcę” beztroskim uśmiechem,
utkane misternie w siłę westchnienia,
a staną się mego kobiecego serca zasłyszanym echem.
Gdy więc cudowną symfonią ich nut zostaję otulona,
to w ogrodzie zapomnienia beztrosko bywam wówczas usidlona.
Wyrwać się z objęć tego zapachu nie mogę, gdyż po prostu nie chcę,
lepiej by swym magnetyzmem bez pamiętnie otaczał me serce.
Bo gdy kielichem przepełnionym irysem, fiołkiem, jaśminem i różą mnie częstuje,
to jak zazdrosny kochanek wzroku mego tęsknego za nim wypatruje.
Lecz gdy ubrana już jestem w jego woń powiewną,
to ciepłem myśli otulam „perfumiarza” artystyczną duszę,
tak przyodziana staję się w stu procentach kobietą pewną,
by częstować innych metaforą mych niebanalnych wzruszeń.
Bez wątpienia w piękno chcę wtedy ująć odczuć mych niepojętych fale,
by uzewnętrznić skrywanych emocji tańczących niespokojny balet.
Ach jakże zmysłowo pachnie nim me ciało kobiety
i widać że wyobraźnia kreśli wówczas dwa portrety,
usidlając mężczyzn w pragnień oceanie
była, rozkołysała zmysły, wyszła – pozostawiając po sobie odczuć pożądanie.
Zapach ten niewątpliwie jest jak najcudowniejsze preludium Chopina,
którego wyjątkowe piękno każdy koneser dziś już docenia,
rozbudza wyobraźnię, otula ciało i karmi duszę
więc przyodziana w jego aromat kobietą intrygująco-piękną
a zarazem tajemniczą być muszę.
Czy znajdę dla tego zapachu miejsce w walizce?
Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna – przecież to oczywiste!
Są boskie, dają mi siłę, stały się sensem mojego życia,
z nimi wszystko co dotąd nieznane wciąż jeszcze jest do odkrycia.
A gdy będzie się zbliżał już schyłek lata
i poczuję że moc wspomnień mą duszę oplata,
znów ten sam zapach otuli me ramiona zmysłowym szalem,
szepcząc cicho do uszka – przecież życie może być przepięknym balem.
Więc niech odtąd trwa już na zawsze ta cudowna idylla,
bo dzięki tym perfumom nie tylko latem, lecz także w inną porę roku
czuję się wyjątkowa, inna!
Ps. Zapach jest podpisem – kobieta wychodzi, a zapach pozostaje.
Dziękuję za możliwość wzięcia udziału w konkursie:)
Pozdrawiam serdecznie:)))
Cote d’Amour od L’Artisan Parfumeur. Te perfumy są dla mnie jak mąż-pomimo uniseksowego charakteru, hołubią moją kobiecość i pozwalają jej rozkwitać. Są jak przyjaciel-wiem, że będą ze mną zawsze. Są jak kochanek-dostarczają mi niesamowitych wrażeń.
Są jak szampan, sprawiają, że w mej głowie buzuje. Niczym jagody-czasem cierpkie, jednak wciąż je uwielbiam. I jak czekolada, wywołują uśmiech na mojej twarzy. Są i sukienką szytą na miarę, drugą skórą, i oszałamiającym naszyjnikiem, który choć leży na mnie, jest osobnym bytem i kroczy gdzieś obok.
Są jak chłodny wiatr smagający policzki. Przywołują wspomnienia z nadmorskiego portu za dnia i z plaży owitej w mrok nocy. I choć wywołują zarówno we mnie, jak i w innych skrajne emocje, to nie można im przypisać banalności ani odmówić niepowtarzalności. I właśnie dlatego tak doskonale do mnie pasują…
Moje letnie uzależnienie to Timbuktu, pachnący lasem…
Takim ciepłym, tuż po deszczu, wilgotnym lasem, gdzie spomiędzy liści momentami przebija słońce nagrzewając powietrze i sprawiając, że zapachy wibrują mieszając ciepło z zimnem.
Las, gdzie pachnie zielenią zbutwiałych pni, powietrzem wypełnionym leśnym życiem i wonią mokrego igliwia. Gąszcz, który jest ucieczką od palącego słońca w przyjemny cień drzew, w spokój i harmonię ciszy przerywanej jedynie trelem ptaków.
Na wąskiej ścieżce z daleka od szalonej cywilizacji i wiecznego pościgu za rzeczami mało ważnymi, stąpając po miękkiej ziemi, czasami po czystej trawie i czując na bosych stopach chłód rosy.
Doceniam wtedy, że teraz dzieje się tu i że jestem tego świadoma.
Odkąd odkryłam Timbuktu (na przedostatnich warsztatach Quality ;)) – w jego towarzystwie przez taki las spaceruję przez cały dzień, od rana do wieczora.
Super konkurs!
dziękujemy! Piękne wpisy 🙂
W mojej torebce pomarańczowo..
Lubię otwierać swoją torbę czy plecak
bo tam bezmiar
energii i światła
wypada, falując
świeżością i barwą
pomarańczową
jaśminy i ambry
uśmiechają się na przemian
Orange
Atelier Cologne
to wieczór i poranek
wakacyjnych przygód
w mojej torebce pomarańczowej.
DAMA BIANCA Xerjoff
na rejsie
Dama Bianca jest jak letnia niezapominajka
Damę Biancę mam za najlepszą koleżankę.
Dlatego wezmę ją w rejs, będzie osładzać
mój każdy dzień.
Za dnia na jachcie flirtuje uparcie,
gdy słońce śpi, wtem ona lśni.
Nad tafli wodą słodko się śmieje,
w ruch wprawiając wszystkie knieje.
Wprowadziła na Mazurskich Jeziorach
lekkie zamieszanie ze względu na swe
egzotyczne ubranie.
Weszła z wodną lilią w dysputę,
która ma powabniejszą nutę.
Na co stokrotka z krzaków wyrasta,
„Która z nas jest bardziej krasna?”
Lato pachnie wakacjami a wakacje wspomnieniami.
Moja torba wypchana , lecz na flakon ukochanych perfum zawsze przygotowana .
Wakacje to czas na letnie wariacje i serca palpitacje.
Miłosne doznania i zafascynowania .
Tańczę ,śpiewam , życie doceniam , skropiona
VILLORESI Yerbamate , szczęście i dobrą energię wokół rozsiewam !
Lato zabiera mnie w podróż.
Ta podróż nie musi być przyjemna, ta podróż nie musi być miła, ta podróż nie musi być łatwa.
I nie jest.
Z Acqua di Sale wracam do malutkiej indonezyjskiej wioski na czubku półwyspu Sulawesi, gdzie rybacy-nomadzi zaparkowali swoje wiekowe łodzie.
Zabierzcie mnie ze sobą!
Wypłyńmy ciemną nocą. Wsłuchajmy się w przedświt.
Przesuńmy horyzont.
Sól jest gorzka. A powrót – trudny.
Co takiego jest w tym zapachu, że tylu osobom jest bliski?
Choć przecież ani on przyjemny, ani miły, ani łatwy.
Wybieram różę mistrza Francisa
w piękne wakacje na towarzysza.
Ma mnóstwo zalet, oprócz urody,
pasuje do słońca, plaży i wody.
Dodaje mi skrzydeł i elegancji,
w tym roku pojedzie ze mną do Francji.
* * *
Z wakacyjnymi pozdrowieniami!
Słony wiatr dmiący tak silnie, że zapiera dech w piersiach… szum załamujacych się fal na mieliźnie… biały piasek niesiony podmuchem siekący po kostkach… Łopot żagli na wietrze, sól osiadająca na wargach… I On. Mój jedyny, w białym mundurze oparty o burtę. Opalony na heban. Po wachcie zaniesie mnie na plażę. A potem znów ruszy w drogę pod wszystkimi banderami świata. A mnie na resztę lata pozostanie jedynie ulotne wspomnienie zaklęte w zapachu Pioggia Salata. Ma w sobie zimnie morze i wiatr, i mojego odzianego w biel marynarza…
Quelques Fleurs Royale <3 moje najukochansze perfumy. Nie napisze wierszem dlaczego to one…napisze słowami które uważam za największą poezję dla mojego serca:wychodziłam rano do pracy,jak co dzień użyłam Quelques Fleurs Royale, nie pomyślałam i tym razem psiknelam się w pokoju gdzie spał mąż z Córcia. moja 2,5l córcia otworzyła oczka,zaspanym głosikiem zapytała "cio to pachnie?" a ja szepnelam: "ciii Kochanie śpij, jeszcze wcześnie"na co mój Skarb odpowiedziała: "Kocham Cie Mamusiu bo ślicnie pachniesz" po czym wtulila się w mojego męża i zasnęła jeszcze… To był jeden z piękniejszych porankow odkąd jestem Mamą:) i od tego dnia te perfumy są moim lekiem na całe zło :)są poprawiaczem humoru, przypomnieniem o szczęściu i ogromnej miłości…zawsze gdy poczuję ich zapach, przed oczami widze obrazek wtulonych moich dwóch Szczęść i slowa 'Kocham Cie Mamusiu bo ślicnie pachniesz":) bez nich nie zacznę juz żadnego dnia-ani zimowego, ani wiosennego, ani letniego ani jesiennego;)
W tym roku moje lato zaczęło się niezwykle. Zebrałam bukiet składający się ze stu różnych roślin rosnących w mojej najbliższej okolicy, aby zaliczyć botanikę. Znam ich nazwy polskie i łacińskie, wiem jak się rozwijają i jak pachną, i zostałam z tej wiedzy przepytana. Zdałam. Moje lato pachnie i lipą, i sosną, i trawą, i bodziszkiem, i rumiankiem i szałwią, i sitowiem, i tatarakiem. To czego w bukiecie nie było, ubieram na siebie – cytrusowo świeży Cedrat Envirant jest idealnym dopełnieniem polskich zapachów lata.
Jaki zapach na wakacje?
Pierwsza, odruchowa odpowiedź – zaczynam szukać, dobieram, rozbieram, ważę. Stwierdzam kilka możliwości. Albo w pełnej dopełniającej harmonii z miejscem wyjazdu. Albo całkiem odwrotnie, na subtelnej kontrze: ogrzewające, gdy okoliczności zimne, chłodzące, gdy wokół gorąco. Rześkie i żwawe, gdy sielankowo i leniwie. Na pewno jakoś tak utarło się – całkiem słusznie – że urlop nie lubi zadęcia, także zapachowego, że raczej niezobowiązująco, nieformalnie, lekko i wdzięcznie. Z drugiej jednak strony przecież chodzi o wakacje, przecież to pora przygód i doświadczeń. Zapachy, te przyswajane i oswajane, bo noszone także mogą nieść cząstkę tej przygody. Próbując się z nimi zaprzyjaźnić, możemy odbierać je jak filtr, poprzez który oglądamy i doświadczamy wakacyjnych atrakcji. Fakt, konieczna jest ostrożność i powściągliwość, bo źle ulokowane olfaktoryczne zauroczenie może zmienić się w natrętny koszmar.
Przypominam sobie, gdy w Rumunii, w bukowińskim monastyrze Sucevita uraczyłem się świeżo kupioną u klasztornych sióstr fiolką płynnej mirry. Powabna, ale superskoncentrowana, przylgnęła swą lepką i duszącą obecnością do wszystkiego, z czym choćby przelotnie się zetknęła. Błogosławiła (piętnowała?) wszystko, co tylko nawinęło się pod jej lepką rękę. Niby piękne i trafne zestawienie: stary drewniany klasztor i starożytny zapach, ale mirra okazała się nieokrzesana, trzeba było wyprosić ją w możliwie najbardziej stanowczy sposób: zamknąć najszczelniej. Etui do okularów – taki doraźny kaftan bezpieczeństwa dla nieokrzesanego szaleńca – poplamione tłustym cerkiewnym olejem wciąż pachnie, całkiem to niewiarygodne, bo minęło prawie dziesięć lat.
Z drugiej jednak strony są sceny, które zapachów się domagają, które wzywają ich jak aktorów, aby w przeznaczonych im dekoracjach wyrecytowali swoje kwestie. Takie sytuacje krzyczą o zapachy, natychmiast, pożądliwie, nierzadko gwałtownie. Rozbudzają tęsknoty, ale i przydają dodatkowych znaczeń. Przywołują obrazy i sprawiają, że perfumiarskie kompozycje porzucają swoją kosmetyczną sterylność i zaczynają odsyłać do fragmentów przeżywanej rzeczywistości. To niezwykła alchemia: związek zapachowych artefaktów ze światem rzeczywistym. Ta relacja jest obustronna i wzajemnie sprzężona. Role między znaczonym czy znaczącym, mapą czy terytorium wcale nie jednoznacznie czy nienaruszalnie ustalone. Weźmy choćby taką prastarą i przepiękną cerkiew w Radrużu. Jej poczerniałe drewniane wnętrze natychmiast przywołuje Czarnego Turmalina wspartego nieodżałowanym Guccim PH. Piękny miks, drzewny i dymny, uroczo zbutwiały, ale wciąż kuszący, oddychający tumanami kadzidlanego dymu, które przez stulecia wsiąkały w drewniane belki. Dziś, gdy wącham Turmalina, nie czuję już Durbanowskiego konceptu, ale widzę konkretne miejsce, pachnącą przestrzeń o jasno zarysowanych granicach. I nawet jeśli w przyszłości znajdę dla Turmalina nowe ilustracje, ta z Radruża zawsze będzie obrazkiem pierwotnym.
Tak to perfumy okazują się nie tylko przekaźnikami obrazów, ale i ich utrwalaczami. Miejsca i sytuacje krzepną w zapachach, a potem trwają i trwają. I sam już nawet nie wiem, co było pierwsze: czy ten zapach, czy to miejsce. Widzę przestrzeń, czuję zapach. Wącham – pojawia się obraz.
Jest być może jednak słuszność w ostrożnym przekonaniu, że urlopowi przystoją bardziej luźne powietrzne lekkusy, niezobowiązujące i dyskretne. Energetyczne, ale w swej energii spokojne i ucywilizowane, szepczące, nie krzyczące. Ot, taki Bulgari Extreme, gracz sympatyczny, który idealnie rozpoznaje swoją funkcję: łagodnego tła, sam nigdy nie błyszczy, a ustawia się na trzecim (bo nawet nie na drugim) planie. Pokorny i zdystansowany, ale wciąż lojalny. Męski Amouage Memoir mógłby też sprawdzić się w tej roli, choć to bardziej hałaśliwy egzemplarz, mógłby zgrzeszyć niedyskrecją.
Jednak jakoś tak myślę życzliwie o Turmalinie, gdy planuję te wszystkie swoje wakacyjne dróżki, zwykle i puszczańskie, i cerkiewne, z mokrą ziemią, nagrzanymi słońcem świerkami i starym drewnem pijanym od kadzidła.
Ale odezwę się też jako advocatus diaboli. Nie zabiorę na wakacje żadnych zabutelkowanych zapachów. Bo zwyczajnie nie są mi potrzebne. Bo wolę oddać pierwszeństwo tym, które będą wokół. Będzie ich pełno, wszędzie. One mają grać rolę główną. Czystą i niezagłuszoną. Nie potrzeba mi towarzystwa, gdy przyjdzie mi wieczorem siedzieć na podlaskiej łące, to absolutnie samowystarczalny olfaktoryczny spektakl. Chciałbym te zapachy pozbierać i zapamiętać. Nawet jeśli przypomną mi się jakieś flakoniki, to zostawię te tęsknoty na później, na pewno z korzyścią dla samych perfum. Bo zbiorę kolejne obrazki, dzięki którym w swoich fiolkach poczuję więcej. I zobaczę więcej.
Moje lato w tym roku pachnie miastem. Espresso z maślanym rogalem wita rzeski jeszcze poranek. Już mury się nagrzewają, kamienne chodniki bieleją na słońcu. Powietrze wypełnia się zapachem kwiatów z ulicznych straganów i dymem tytoniowym. Na ulicach słychać stukot pantofli, przekleństwa dostawców i pisk opon gwałtownie hamujacych samochodów. Miasto, które nigdy nie śpi, budzi się do życia w nowy poranek. A ja przemierzając je dzisiaj pozostawiam po sobie na ulicach Madison Soirée BOND NO. 9
intrygująca wypowiedź Pana Pawła! Bardzo miło czytać taki tekst, zwłaszcza gdy się ma podobne odczucia zarówno w kwestii podróży, jak i samych zapachów.