Bertrand Duchaufour ma nosa do orientalnych zapachów. Od kilku lat tworzy bardzo udane kompozycje z charakterystyczną ciepłą waniliową nutą. Wystarczy wymienić Jubilation XXV dla Amouage, Havana Vanille, Al Oudh i Traversée du Bosphore dla L’Artisan Parfumeur czy Sartorial dla Penhaligon’s. Najnowszy zapach Frapin 1697 także ma w sobie to coś. Czuje się, że wyszedł spod ręki tego samego nosa. I choć nie ma w nim nic rewolucyjnego ani odkrywczego to jest z pewnością bardzo udaną, dopracowaną, po prostu piękną kompozycją.
Nazwą zapachu jest rok, w którym rodzina Frapin została nobilitowana przez króla Francji Ludwika XIV. Władca ten znany był ze swej siły i odwagi, a także słabości do kobiet. Jego dwór zawsze pełen był przepychu i bogactwa. Świadczyły o tym ciągłe bale, polowania i uczty. 1697 nawiązujący do dworu Króla Słońce też jest bogatym zapachem. Zawiera najwyższej jakości składniki naturalne, takie jak akacja, rum z Jamajki i różowy pieprz w nutach głowy; jaśmin sambac, głóg, ylang ylang, pączki goździków, cynamon z Ceylonu, słodkie suszone owoce i róża w sercu zapachu oraz ambra, fasola tonka, paczula, cedr wirgiński, czystek (labdanum), białe piżmo i wanilia w jego bazie.
Co ciekawe zapach jest dostępny jako edycja limitowana, a poszczególne flakony mają numery od 0001 do 1697. Produkcja jest więc ograniczona. Jak nisza to nisza! Sprawdzę jakie numery trafiły do Polski i dam znać.
Składniki najnowszego Frapina mogą nasuwać skojarzenia z takimi kompozycjami jak Aziyade Parfum d’Empire albo Tribute Amouage. Tymczasem 1697 układa się na skórze zupełnie inaczej niż te bardzo wyraziste i ekspansywne kompozycje. Pod tym względem to dystyngowany klasyk, który trzyma się blisko skóry. Na mnie wyraźnie pachnie przez pierwszych kilka godzin, choć subtelny ślad zapachu pozostaje przez cały dzień.
Zapach wpisuje się w alkoholowe klimaty dotychczasowych kompozycji Frapin, choć tym razem nie jest to wino ani koniak tylko rum. Całkiem dobry karaibski rum, który pijemy, hmm… raczej jednak nie w cieniu baobabu, jak w przypadku Idole de Lubin. Może w pałacu, choć dla mnie Frapin 1697 pachnie bardziej Majsurem niż Wersalem.
Rum, koniak, piwniczki wypełnione aromatem drewna przesyconego alkoholem…. czy to aby na pewno recenzja perfum? Z drugiej strony…. te wszystkie bale, polowania i uczty – na trzeźwo temu nie sposób chyba było dać rady… więc jeśli nie upojenie alkoholem, to chociaż zapachowy zawrót głowy jako namiastka. Prawdziwy Wersal 🙂