Mijający rok obfitował w wiele pięknych nowości zapachowych, dlatego postanowiliśmy uczynić je głównymi bohaterkami i bohaterami naszego Konkursu Przełomu Starego i Nowego Roku. 🙂
Prosimy napiszcie, które z tegorocznych nowości spodobały się Wam najbardziej, skradły serce i nie dają o sobie zapomnieć.
Czekamy na zwięzłe (do 10 zdań) opisy, spośród których wybierzemy trzy i nagrodzimy pięknie pachnącymi miniaturami zapachów z bogatej oferty Perfumerii Quality.
Na wpisy (pod tym postem) czekamy do 31 grudnia br., by PACHNĄCO rozpocząć Nowy Rok 2019! 🙂
Przypominamy nowe zapachy, które w mijającym roku zadebiutowały na półkach Perfumerii Quality.
Zapraszamy do wspólnej zabawy!
Zostawię zatem słówko o Nudiflorum. Po pierwsze – świetna, erotyczna, brzmiąca z łacińska nazwa: połączenie „flory” (flos, flower) oraz „nudity’ (nude, nudus). Taki ten erotyzm alchemiczny, encyklopedyczny, alembikowy.
Imię tych perfum to bardzo dobra zapowiedź cielesno-kwiatowego zapachu, choć sam sok, moim zdaniem, powinien być bladoróżowy, przywoływać intymny kolor ciała, który tak trudno oddać na obrazie, kredką lub farbą.
Woń buduarowa, rodem z alkowy, upostaciowienie ciała, które jest kwiatem, lub kwiatu, które jest ciałem. Gdybyśmy po śmierci zamieniali się w jaśminy, to chciałabym, abyśmy tak pachnieli.
To jest też, swoją drogą, zapach, który stworzył Jean-Baptiste Grenouille w „Pachnidle’. To jest ten zapach, który sobie wyobrażałam, czytając książkę Süskinda.
Maison Francis Kurkdjian skradł moje serce już dawno. Każdy z jego zapachów to małe perfumiarskie arcydzieło. Aqua Celestia forte jest jednym z nich. Świeże limonkowo-porzeczkowo-miętowe otwarcie to coś czego do tej pory jeszcze nie było! Nuta mimozy w sercu otula nas swą świeżą i zarazem tajemniczą aurą. Zapach jak zawsze nieoczywisty, luksusowy, pełny magii, rozwijający się w przepiękny sposób. Wersja forte jak sama nazwa wskazuje jest bogatsza, bardziej wyrazista, ale nieprzytłaczająca. Uwielbiam, kocham, nigdy nie przestanę.
W zeszłym roku pisałam, że bezapelacyjnie moje serce skradło pachnidło marki Widian Gold II – przepiękny, głęboki, przenoszący w inny wymiar.
No cóż … po wielu, wielu testach w tym roku … the winner is … ->…. Widian …
Tym razem to London – przepełniony magią, ogromną mocą a zarazem subtelną elegancją. Niewątpliwie to wyrafinowany, genialny zapach zamknięty w jakże kunsztownym flakonie <3
Wydaje się, że pachnidła marki Widian łączy wspólne DNA, które nęci, przyciąga i nie daje o sobie zapomnieć. Moi ulubieńcy to Black II, Gold II, London i oczywiście Black IV – Jestem od nich uzależniona Zachęcam do testów tych, którzy jeszcze jakimś cudem ich nie poznali
Pozdrawiam, E.
Moim faworytem spośród tegorocznych nowości jest zdecydowanie Love tuberose Amouage. Poszukiwania tuberozy idealnej trwały u mnie długo, ale dopiero propozycja Amouage odsłania w pełni jej narkotyczne piękno i kobiecość. Tuberoza jest kwiatem nocy, który symbolizuje miłość, ale i uwodzenie. Love tuberose jest z jednej strony zapachem ciepłym i bardzo kobiecym, wręcz matczynym, ale jednocześnie ma w sobie coś niepokojącego. Bardzo podoba mi się to połączenie, gdyż jestem wielbicielką ciepłych kompozycji kwiatowych, które w nieoczywisty sposób zwracają uwagę i nie dają o sobie zapomnieć tak jak Love tuberose. Tuberoza tutaj podana to zdecydowanie „dorosła” odsłona tego kwiatu. To już nie dziewczyna, przechodząca pierwsze fascynacje, nie do końca świadoma swojego uroku, ale dojrzała kobieta, która kocha, jest kochana i z uśmiechem na twarzy spogląda w przyszłość.
Nie tylko pod względem wyboru perfum ten rok był ciężki, ale chyba nigdy jeszcze nie czekałam na „swoją” nowość aż tak długo. Próbowałam, marudziłam – nic. Aż do końcówki roku, kiedy w kolekcji Kiliana pojawiła się nowa, czarna czaszka… I nagle, jakby zgodnie z mottem – ex tenebris lux. Oczekiwanie wynagrodzone. Wetiwer, wetiwer, wetiwer. Jedno z moich największych zapachowych uzależnień, skoncentrowane niemal do bólu, owinięte w skórę, mącące w głowie jaśminem i rumem. Nie co dzień (a nawet nie co noc) jestem tak odważna, żeby wszędzie go ze sobą nosić. Ale Dark Lord nie gniewa się za chwilowe porzucenie na półce. Lśniący w półmroku uśmiech zdaje się cynicznie mruczeć „wkrótce i tak znowu będziesz moja…”
Wiosną bardzo podekscytowała mnie wiadomość, że do Quality zawitała nowa marka The House of Oud, którą wcześniej znałam tylko z pięknych flakonów. Jednak musiałam czekać aż do zimy na poznanie tych zapachów. Największe wrażenie zrobiły na mnie Blessing Silence, które testowałam na nadgarstku i towarzyszyły mi potem podczas wieczornego koncertu w Dworze Artusa w Gdańsku. Wspaniałe połączenie paczuli, labdanum i oudu, który tutaj nabiera nut wręcz zwierzęcych uderzyło mnie po nosie i nie daje o sobie zapomnieć. Wizja nocy na pustyni, którą oddaje ten zapach, jest niezwykle realistyczna.
Spośród wielu zapachów które zadebiutowały w tym roku na rynku jednym z tych którego nazwa przyprawia mnie o szybsze bicie serca jest Nuda Veritas, jeden z trzech białych zapachów od Atelier des Ors. Kompozycja tak czysta jak krople porannej rosy na liściach, świeży jak powiew nieogrzanego jeszcze słońcem powietrza. Wydawałoby się że jest to zapach prosty… nic bardziej mylnego – jego nuty przeplatają się ze sobą tak, że powstają nowe niuanse, ciekawe i zaskakujące. Przede wszystkim Nuda Veritas kradnie światło z otoczenia – tylko po to żeby zwrócić je ze zdwojoną siłą, rozproszone pomiędzy płatkami złota, załamujące się dzięki promienistym żłobieniom które zdobią ‚plecy’ flakonu. W Nuda Veritas odnalazłem proste uczucie – szczęście. Uczucie o którym tak często zapominamy w gonitwie za codziennością.
Czasami najmniej oczekiwane premiery potrafią obrócić nasz świat do góry nogami. Chyba wszyscy możemy przyznać, że najbardziej zaskakują te zapachy,na które wcale nie czekaliśmy i nie spodziewaliśmy się, że będą z nami współgrały. Już kolejny raz na własnej skórze przekonałem się, że w świecie perfum takie uprzedzenia się nie sprawdzają. Obserwując wielkie wprowadzenie marki House of Oud do Quality nie spodziewałem się takiej różnorodności jak i takiej tajemnicy kryjącej się za każdą kompozycją. ‚Golden Powder’, coś w tej nazwie od razu mnie wciągnęło, i po pierwszym psiknięciu poczułem się jakbym trzymał w ręku niezwykłą starożytną wazę, w której przelewa się złocisty pył z jakiejś dawno zapomnianej pustyni na końcu świata. Potem odkryłem jeszcze wiele zapachów z tej i innych linii ale na koniec dnia, leżąc nocą w łóżku tylko ten jeden obraz złotych, żarzących się piasków i zapach wiatru, który nimi szasta pozostał w mojej pamięci.
Moje serce, rozedrgane, szarpane namiętnościami, gdzieś między Dates Delight, a Empathy The House of Oud. Moje serce jest ogromne, z trudem ogranicza się do romansowania tylko z dwoma zapachami, tym trudniej opisać emocje i uczucia, w kilku zdaniach. Jeśli coś jednak sprawia, że chcę oddychać, że wdech daje mi niesamowitą radość, a wydech wzbogacony jest już o uśmiech, to warto o tym pisać, wykrzyczeć wszystkim wkoło, że znalazłam swój własny sposób, na satysfakcję z życia. Empathy, to poranek w świecie, w którym chciałabym żyć, magicznej krainie naręczy kwiatów, rosy, niczym owocowy sok. Dates Delight, uderza upojną piwonią, bób tonka rozpieszcza, a cynamon, to podmuch ciepła, którego moje ramiona są tak spragnione. Mogłabym nie wychodzić z ich objęć, z nimi przejść przez kolejny rok, dumna, pewna siebie i znów uśmiechnięta. W nich magia, cudowny eliksir, by widzieć, odczuwać i chcieć.
Perfumy, które z kobiety pozbawionej pewności siebie i uważającą siebie za „brzydką”, przemieniają mnie w istotę, pozbawioną kompleksów. Czuję się piękna oraz każde moje słowo, gest stają się niebywale kobiece, zmysłowe i urokliwe. Nasamatto Nudiflorum to: Czar, Powab, Wdzięk i Zmysłowość.
Wszystko to zamknięto w małym flakoniku i nadano zapach nut: zamszu, białych kwiatów, piżma, orzechów włoskich, cedru, fasolki tonki i wielu innych wyszukanych aromatów, którymi użyciem nie pogardził by najznakomitszy alchemik.
I choć mamy XXI wiek to uważam, że Nudiflorum to perfumy stworzone przez alchemika o cudownej mieszaninie w celu by w końcu kobiety zrozumiały swe ukryte piękno. Bo przecież piękno jest w nas a by inni je ujrzeli my same musimy je odnaleźć.
Nudiflorum sprawia, że wierzę, iż mam w sobie to coś czyli czuję, że jestem interesująca, kobieca i zmysłowa.
Lubię zapachy, które mają jakieś przesłanie, ideologię, koncepcję. Przemyślanie „opakowane” i „podane”, które wzbudzają emocje, wspomnienia, miłe chwile, nostalgię. Taki zapach to jak pigułka z endorfin, którą można zaaplikować kiedy czujemy się komfortowo, ale też wtedy, kiedy potrzebujemy więcej siły, poprawy nastroju, czy też wyciszenia i skupienia. W ostatnich kilku latach poznałam wiele zapachów, ale nie znalazłam jeszcze swojego „świętego Graala”. Koniec roku był jednak w tej kwestii przełomowy. Magia i mistycyzm – tak go można określić. Kto był, ten wie o czy mówię. Trzy słowa – Pyrit Ana Tra (Olivier Durbano).
Kiedy po raz pierwszy woń tego zapachu dostała się do mojej duszy, głowy i serca pomyślałem, że jeśli kiedykolwiek przyszłoby mi opisać miłość to tylko tym zapachem. Niezwykle uzależniający, dziki, namiętny i nieoczywisty. Pozostawia na skórze nutę tajemniczości pozwalając odbiorcy na własną interpretację. Jest odzwierciedleniem siły i pierwotnej natury człowieka. Z każdą chwilą uzależnia coraz bardziej. Jeśli ktokolwiek uważa, że pokochania tego zapachu jest ciężkie, niech postara się o nim zapomnieć. Memo – Tiger’s Nest to nieokiełznany zapach, który pozostaje w głowie i sercu na wieki. Pomimo wielu odkryć, w tym roku to marka Memo skradła moje i żony serce!
Flash Back in New York- chociaż zadebiutował, gdy wiosną świat budził się do życia, to do mojego serca trafił dopiero wraz z pierwszymi śniegami tegorocznej zimy. Od bardzo dawna zastanawiałam się jak ta magiczna końcówka roku może wyglądać w takich miastach jak Nowy Jork. Zapach marki Olfactive Studio nie przypomina mi jednak okresu świątecznego, lecz czas go poprzedzający. Przypomina mi okres, który przynosi co raz to krótsze dni, w których rozpamiętujemy przeszłość i stawiamy nieśmiałe plany na przyszłość. Z tym właśnie kojarzą mi się śnieżne dni w tak zarazem pięknej jak i przytłaczającej metropolii jaką jest Nowy Jork. Zdjęcie, z którego twórcy czerpali inspirację podczas procesu tworzenia, oddaje unikalną atmosferę- napięcie ale i swego rodzaju ciszę przed nadejściem czegoś niezwykłego.
I w takich momentach właśnie chciałabym żeby towarzyszył mi ten zapach- czy to w Nowym Jorku czy w moim małym rodzinnym mieście.
Impresja na temat JOVOY Pavillon Rouge. Ostry zapach szlachetnego tytoniu przenosi mnie do dekadenckiego klubu cygarowego. Prostuję plecy, idę prosto, pewna siebie, czuję jak tren sukni zamiata podłogę, aby po chwili zapaść się miękko w aksamitnym fotelu. Zamawiam drinka – rum, whisky. Ostre przyprawy dodają zapachowi pikanterii, a mi „pazura” i odwagi. Zapach ewoluuje, a ja z nim. Rozpływam się w słodyczy wanilii i… pogrążam w tęsknicie za nim, za tym jedynym. Wreszcie go widzę, jest. Całą noc spędzam w jego ramionach, zamykam oczy, tańczymy przytuleni. Świta. Zapach powoli ulatuje, zostawiając po sobie wspomnienie, że najbardziej tęsknimy do tych nocy, chwil i zapachów, które zawsze kończą się za wcześnie i które świt każe nam zapomnieć, czasem na zawsze.
Oto, dlaczego z zapachowych premier roku 2018 wybieram Clive Christian Noble XXI Art Deco Vanilla Orchid.
Aksamitna miękkość (orchidea). Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, bo nie jest to bezwolna miękkość wynikająca z niemocy. Przeciwnie – jest to miękkość futra pantery rozkwitająca na solidnym fundamencie zbudowanym z pewności siebie i głębokiej zmysłowości (galbanum), których magnetyczna siła paradoksalnie tkwi w tym, że wcale nie trzeba jej ostentacyjnie manifestować.
Gęsta słodycz (wanilia). Ładunek kobiecej mocy, której zapowiedź można wyczytać z roziskrzonego spojrzenia. Duże pole rażenia, cel, pal, dziesięć na dziesięć.
A Ty?
Odważysz się pociągnąć za spust…?
Od lat…lat przepełnionych podróżowaniem mając za przewodnika nos… nos, który wodzi mnie na pokuszenie i wścibia się czasem w nie swoje sprawy oraz zakamarki grzeszne i przesycone tajemnicą. Tajemnie znęcona zatapiam się nie bez obezwładniającej przyjemności w czeluści flakonów zamieszkanych przez kompozycje pełne charakteru, przywołujące na myśl jakieś konkretne wspomnienia z przeszłości, osoby, ulotne uśmiechy, które odtworzone tymi olfaktorycznymi cząsteczkami zostają w pamięci już na zawsze. Zawsze w biegu przedzierając się przez gąszcze bodźców, impulsów, pokus, tak naprawdę i najgoręcej szukałam… chwili dla siebie, okazji do wniknięcia wgłąb tej nieogarniętej sieci przypadkowych zmiennych, aby zmienić je w nieprzypadkowe i wręcz przemyślane. Myśleć nad ułożeniem najpewnieszego łańcucha przyczynowo-skutkowego najlepiej mi zawsze trzymając w ręku filiżankę aromatycznej herbaty – cierpkiej, ciągnącej za sobą smugę dymu oraz lekkość cytrusów otulonych zwiewną kwiatową aurą. Tę herbatę idealną i ten spokój, opanowanie w chwilach szalonego natłoku obowiązków, przestrzeń, którą zawsze mogę zagospodarować nie dając się nikomu i niczemu wodzić za nos, znalazłam w kompozycji The Time – The House of Oud. Cristian Calabro – twórca tego zapachu zapowiedział, że ma być to kompozycja skłaniająca do refleksji nad przyjemnościami, które dopiero nastąpią, a sam zapach ma odzwierciedlać właśnie ten stan, w którym projektujemy się na przyszłość. Do tej koncepcji perfumy oddające zapach herbaty towarzyszącej podobnym myślom pasują niezaprzeczalnie, a zamknięte w przepiękny, ręcznie malowany flakon stanowią pokusę, której uległam z pełną odpowiedzialnością. Czas herbaty, apologia czasu samego w sobie, futurystyczny pean na cześć spokoju i wewnętrznej równowagi pozwalającej nieco bardziej panować nad nieokiełznaną rzeczywistością. Tak odbieram ten zapach i tak – dla mnie jest to największa przyjemność perfumowa i odkrycie mijającego roku, pozwalające pewniej wkroczyć w ten nadchodzący :).
Albert obudził się w środku nocy. Myślał o niej. Czy są razem? To skomplikowane. Nie chciał wcale spać. Myślał o chwilach nie tyle straconych co tych, których teraz nie ma. Myślał o niej, starał się zrozumieć, opisać, jak najlepiej poznać, to chyba naturalne. Co w niej takiego widział? Albert zachowuje się jakby przed chwilą pocałowana go w policzek, jest zahipnotyzowany. Tyle zmysłowości. Przy niej czujesz się lepiej, jest piękna ale nie tak zwyczajnie. Albert opowiadał, że najbardziej lubił ją obserwować. Zwiewna sukienka, przy jej pełnych kształtach, z każdym kolejnym krokiem nie mógł odpędzić wzroku. Ona sama traciła kontrole, tańcząc boso na drewnianym parkiecie o zachodzie słońca w postępującym półmroku, w cieple letniej aury i scenerii wypełnionych wazonów ciętymi lub suszonymi kwiatami. Sztuczny miewała tylko uśmiech. Lubiła te figury wolności. Ile ma lat? Jest starsza od niego, i o to chyba właśnie chodzi, o tę pewność siebie która nadaje jej lekko wytrawnego piękna, nie szukał w niej niedojrzałości z resztą po co. Nie dziwie się że Albert nie wstaje, wciąż marzy czując jej tlące się jeszcze ciepło, by wróciła do niego do łóżka. NASOMATTO Nudiflorum
Mija właśnie kolejny rok. Naprawdę świetny, bardzo udany rok. Dla mnie z wielu różnych powodów… Wieść o tym że wkrótce zostanę ojcem i pierwsze sukcesy własnego klubu sportowego to główne powody. To duże szczęście mogąc krok po kroku z powodzeniem obracać w czyn własne założenia. Ale czasem potrzeba też chwilą relaksu, żeby chociaż na trochę zwolnić w tym pędzie. Taki właśnie relaks sprawiają mi ulubione aromaty. Przez cały rok miałem także przyjemność na bieżąco poznawać piękne zapachy z Quality, część z nich dołączyła do kolekcji ale dopiero niedawno przez przypadek natrafiłem na The Time od The House of Oud. To aromat świeży i spokojny a jednak energiczny za razem. Jak dobra zielona herbata. Jej łyk uspokaja, ale po chwili czuć power. Zapach idealnie oddaje moje obecne własne odczucia. Jakby nakazywal zatrzymac sie na chwilę, coś zaplanować, jakby podczas meczu trener prosił o czas dla swojej drużyny żeby chwile pomyśleć, podsunąć idealny plan a za moment przejść do działania i go zrealizować! The Time to niezwykle zrównoważony zapach łączący spokój i żywiolową energię. Wiem, że w przyszłym roku, w najbliższych momentach mojego życia to właśnie spokój i opanowanie a za razem mnóstwo sił do dzialania będą mi potrzebne najbardziej!
Jaki powinien być zapach i jaką rolę odgrywa? 🙂
Żeby był ciekawy i udany dla mnie musi mieć „magiczną cząstkę”, być nieoczywisty i intrygujący, wyzwalać wiele emocji.
Najwięcej satysfakcji przynosi mi jego odkrywanie z każdą chwilą, obserwacja jego przemiany w czasie i radość, która wynika również z pewności siebie, której dodaje. Kompozycja zapachowa to dzieło sztuki – zachwyca, przyspiesza oddech i daje dużo radości zarówno mi jak i otoczeniu.
Swoją przygodę z perfumami niszowymi zacząłem kilka lat temu. Pasja odkrywania nowych zapachów została zapoczątkowana marką MEMO, dokładniej African Leather.
Powstało wiele genialnych zapachów wielkich perfumiarzy. Również niełatwo jest wybrać jeden z tegorocznych nowości – natomiast mój numer 1 i głos oddaję na Morrocan Leather. Perfekcyjne połączenie przypraw i wetywerii z nutami drzewnymi, kwiatami i irysem. Dużo pozytywnej energii do odkrywania każdego dnia! Jestem również wielkim entuzjastą wyglądu samych flakonów – minimalistyczne i eleganckie zarazem. Czy dodatkowo to słabość do MEMO? Sądzę, że tak
Plan na Nowy Rok? Szukanie biletów do Maroko i konfrontacja
Ja swój głos oddaję na – CREED Love in White for Summer.
Mój mąż uwiódł mnie – bo trzeba spojrzeć prawdzie w oczy zapachem Aventus tejże marki Uwiódł i to skutecznie bo skończyło się to ślubem. Zapach, który do tej pory przyprawia mnie o ciarki na plecach i kojarzy mi się ze szczęściem.
W tym roku testowałam Love in White for Summer, doskonale znając wersję z 2005 roku.
Przepiękne! Lato, świeży ogród, zieleń, śpiew ptaków… Bergamotka z wyczuwalną nutą magnolii, dla mnie majstersztyk. Nie mogę doczekać się lata, zdecydowanie!
Wszelkie cytrusy zawsze kradły me serce, a tegoroczna bergamotka od Perrisa chwyciła za serce. Nie disyc ,że pobiegliby flakonik zaraz przepłynęła na myśl biel ubrań noszonych w upalne lato do kapelusza i torby plażowej ,to jeszcze ten zapach!!!! Jest tak rześki ,świeży. Wibruje radosnym latem zamkniętym w butelce. Nie bałabym się go użyć dzisuaj pomimo zimy ,Sylwestra. Pasuje mi zawsze i o każdej porze. Poprawi humor , zaczaruje wspomnieniem wakacji w ciepłym miejscu. A latem otrzeźwi i orzeźwi. Marzę o flakoniku tego rozkosznego ,bergamotkowego promyczka.
Poprawki raptusa: „nie dosyć”, „pobielony flakonik” , „przyniosła na myśl” i klasyczne „dzisiaj”. Za szybko piszę zanim pomyślę.