Lubimy opowieści Kiliana. Każda jest interesująca i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. A przecież wiadomo, że to właśnie w nich tkwi diabeł!
Ten od Kiliana jest elegancki i zdecydowanie metroseksualny. Znak czasów? Raczej świadomy zamysł Calice Becker, która chciała, by kompozycja Playing with the Devil nasuwała skojarzenia „spaceru przez las w letni wieczór”. Nie grzeszna, lecz grzeczna przechadzka z czartem? Cóż, w tak podanym zapachu nie spodziewajmy się zatem płomieni, siarki i smoły. Czy to wada? Dla nas nie, jednak to zdecydowanie nasze pierwsze zaskoczenie.
Drugim są kontrasty. Mamy wrażenie, że zapach zbudowano właśnie na nich. Zaskakują już w otwarciu. Taka diabelska sztuczka :). Kompozycja wita słodkimi i soczystymi akordami owocowymi, które połączono z ostrym aromatem przypraw: smoliście (no nareszcie!) czarnego pieprzu i korzennika.
Serce to również niespodzianka, już trzecia! Wyraźny, suchy i ciepły akord drzewny i niezwykle kobieca róża majowa w towarzystwie paczuli i jaśminu sambac. Chwila nieuwagi i – róża płonie. Jej aromat przygasa, a do głosu dochodzą akordy klasycznej suchej bazy z czystka i ambry, wzmocnione typowo orientalnymi nutami żywicy benzoesowej, wanilii i bobu tonka.
Przeczytaliśmy kolejną opowieść Kiliana, pora na recenzję. Historia okazała się niejednoznaczna i zaskakująca. Właśnie takie lubimy. Główny bohater pokazał nam oblicze, którego nie spodziewaliśmy się ujrzeć: (prawie) przyjacielskie, (prawie) łagodne. Tak, jakby chciał uśpić naszą czujność. Udało mu się? Zdecydowanie nie. Zapach zostawił po sobie nienazwany niepokój i kilka pytań, na które nadal szukamy odpowiedzi.