„Sztuka wojny” chińskiego myśliciela Sun Zi jest dziełem znanym, szeroko komentowanym i chętnie cytowanym. My jednak zostawimy je w spokoju, by zająć się dziełem zupełnie innym, choć bliźniaczym z nazwy: kompozycją L`Art de la Guerre (fr. „sztuka wojny”) autorstwa korsykańskiej perfumiarki, Vaniny Muracchiole, która stworzyła ją dla francuskiej marki Jovoy Paris.
Jaka jest historia jej powstania? Otóż François Hénin, właściciel domu perfum Jovoy Paris, wpadł na pomysł niezwykły. Postanowił stworzyć aromatyczną kompozycję, która spodoba się kobietom. Jak wiadomo, „z dawien dawna”, czyli od czasu stworzenia przez Paula Parqueta pierwszego zapachu fougère (Fougère Royale dla domu Houbigant) w roku 1882, kompozycje aromatyczne były na mocy niepisanego porozumienia zarezerwowane dla panów, stanowiąc ich wyłączne „perfumowe terytorium”. Już kilka pokoleń dżentelmenów od takich właśnie zapachów rozpoczynało i nadal rozpoczyna swoją perfumową edukację, najpierw po kryjomu podkradając perfumy dziadkom, ojcom lub starszym braciom, później kupując flakony aromatycznych kompozycji dla siebie i często pozostając im wiernymi przez wiele długich lat. Nic zatem dziwnego, że zapachy fougère budzą miłe, choć nostalgiczne wspomnienia pierwszych perfum, pierwszych miłości, pierwszych poważnych, dorosłych spotkań…
Nie wiemy, jakiego rodzaju wspomnienia związane z zapachami aromatycznymi ma François Hénin, jedno jest jednak pewne: postanowił podejść do tej kategorii odmiennie i stworzyć fougère dla pań. Zapach aromatyczny, lecz jednocześnie delikatny i kobiecy, czyli kuszący, prowokujący i przykuwający uwagę. Poszukując artystki zdolnej zrealizować ten oryginalny projekt, wybrał Vaninę Muracchiole, żywiołową, pełną energii i pomysłów perfumiarkę z Korsyki.
Jej L`Art de la Guerre, czyli autorska interpretacja kompozycji aromatycznej jest oryginalna i bardzo piękna. Zapach otwiera świeży i ostry koktajl soczystego, zielonego rabarbaru i suchego, aż drapiącego w gardle kwiatu nieśmiertelnika. Mamy wrażenie, jakbyśmy byli w nagrzanym od słońca ogrodzie warzywnym i z grządki, która już dawno zdążyła wyschnąć po nocnym deszczu zrywali grube, świeże pędy rabarbaru. Słyszymy ich chrzęst, krople słodkiego soku spływają wzdłuż ciemnoczerwonych łodyg wprost na nasze palce. Gdy podnosimy je do ust, dolatuje nas woń rozgrzanej łąki, usianej gdzieniegdzie drobnymi kwiatami o kolorowych, suchych i ostrych płatkach… To niezwykłe otwarcie zdecydowanie i bardzo pozytywnie wyróżnia L`Art de la Guerre spośród wszystkich znanych nam do tej pory zapachów aromatycznych.
Serce zapachu nadal jest suche, wytrawne, z nutką pikanterii (gałka muszkatołowa) pod delikatnym woalem kwiatu lawendy. Lawenda, w tej kompozycji bardzo powściągliwa i zdystansowana, elegancko uwydatnia aromatycznie ziołowy charakter kompozycji, tak ładnie wprowadzony akordem nieśmiertelnika. Z szykownym sercem pięknie harmonizuje bogata baza, nadal sucha, lekko przydymiona i delikatnie ciemna, dzięki akordom drewna sandałowego, szczodrej porcji korsykańskiego czystka (labdanum) i mchu dębowego.
„Szybcy jak wiatr, spokojni jak las, zapalczywi niczym ogień, niewzruszeni jak góry, niepoznani jak ciemność, gwałtowni niczym piorun – tacy winni być żołnierze.” – pisał w swoim traktacie o sztuce wojny Sun Zi. „Rześka jak bergamotka, soczysta jak rabarbar, sucha jak nieśmiertelnik, aromatyczna jak lawenda, ciemna jak mech dębowy i dymna jak labdanum – taka powinna być paproć dla prawdziwych maquis*!” – zdaje się mówić Vanina Muracchiole o L`Art de la Guerre. Zgadzacie się?
* Maquis – członkowie francuskiego ruchu oporu z okresu II wojny światowej.
* * * * *
Zdjęcie nr 1: czasgentlemanow.pl, zdjęcie nr 2: kuchniapelnasmakow.blogspot.com, zdjęcie nr 3: napulpit.com