2 odpowiedzi do wpisu “Love and Tears, surrender”

  1. Wioleta

    Dotychczas żaden z zapachów Kiliana mnie nie zachwycił. Mało tego, wszystkie wydają mi się zbyt perfumeryjne, sztuczne, tak napakowane chemią, że czuję niesmak w ustach.
    Powiedziałam sobie już czas jakiś temu, ze kończę z tą marką i nie będę walczyć. ( bo ja tak lubię czasami, masochistka 😉 ) I teraz po tych obietnicach, pod podniesieniu rąk, wywieszeniu białej flagi. Po tym wszystkim, czytam recenzję zapachu Kiliana, która z uwagi na sam fakt postawienia opisywanego zapachu w towarzystwie Bluebell nie może zostać pominięta. Nigdy w życiu!
    Jaśmin, jest rzeczywiście wyjątkowo trudnym tematem, często niestety migrogennym. Ciekawa jestem, jak odbiorę tę wariację.

    Pani Agnieszko. Ja też zawsze myślałam, że nikomu oprócz mnie nie podoba się Bluebell 🙂
    Nie jet może moim ulubionym zapachem, ale zawsze mi się podobał. No i ma dla mnie takie troszeczkę sentymentalne znaczenie, bo był jednym z tych zapachów ( obok Passage du Enffer, Dzing, Lily of the Valley, Violette-menthe, Cuir Ottoman – prawda, że bardzo różnorodne towarzystwo ? ) od których zaczęła się moja zapachowa podróż. Była moim towarzyszem na pierwszej stacji 😀

  2. Agnieszka

    Ojej! To wzruszające po wielu latach spotkać kogoś kto lubi Bluebell 🙂 Z wymienionych zapachów mam sentyment do Lily of the Valley, Violette-menthe i Cuir Ottoman. Choć w moim repertuarze są też cięższe zapachy, aż po olejki Amouage. Miałam też etap Dzing.

    Zawsze uważałam, że trudno jest zrobić dobry zapach kwiatowy, który miałby w sobie to „coś”, co pozwalałoby nam „wznosić się ponad poziomy”. Love and Tears nie wygrywa z Bluebellem, ale ma w sobie równowagę i jest naprawdę ładny. Czekam na wrażenia z jaśminowego Kiliana 🙂

Leave a Reply