– Dlaczego wybrał Pan nazwę „Histoires de Parfums”? O czym są te historie?
– Lubię wymyślać historie, które sprawiają, że ludzie zaczynają marzyć. Nie jestem pisarzem, więc zamiast słów używam zapachów. Esencje to mój atrament!
– O czym są te historie?
– Próbuję przede wszystkim reprezentować fascynującą wiedzą i pasję, którą można odnaleźć we francuskim przemyśle perfumeryjnym. Składniki perfum wybierane są ze względu na jedno kryterium: ich jakość. Chcę, by moje perfumy zostawały na skórze jednocześnie rozpylając wokół swoją osobowość. Niektórzy tworzą delikatnie pachnące perfumy, ale nie ja. Chcę, by moi klienci czuli, że faktycznie mają je na sobie. Używamy perfum nie tylko dla siebie samych, ale także dla ludzi dokoła nas – więc jaki jest sens w tworzeniu perfum, których nikt nie czuje?
– Powiedział Pan, że pańska kolekcja perfum jest jak „biblioteka”, w której każdy zapach opowiada jakąś historię.
– Dawno temu, kiedy byłem w Muzeum Perfum w Grasse, doznałem pewnego rodzaju olśnienia. Chciałem stworzyć swoją własną „opowieść” złożoną z perfum, jednocześnie szanując historyczne fundamenty przemysłu (zapach szyprowy, drzewny, kwiatowy…). Wykorzystując inspirujące postaci, dać każdemu zapachowi nazwę, którą będzie datą urodzenia danej postaci. Każde perfumy są ucieleśnieniem wymyślonego tomu wymyślonej encyklopedii; poetyckim atlasem, po którym można swobodnie podróżować.
– Jakie postaci wybrał Pan dla swoich perfum i dlaczego?
– Jeśli chodzi o męskie perfumy, wybrałem Juliusza Verne’a, Casanovę i Sade, gdyż reprezentują trzy podstawowe aspekty, które są dla mnie ważne: podróż, romantyzm i erotykę. Wybrałem ich ze względu na ich niezwykłe osobowości.
Jeśli chodzi o perfumy dla kobiet, kierowałem się instynktem i obrazem, jaki miałem w głowie; obrazem sławnych, silnych kobiet o fascynujących osobowościach. Mata Hari była oczywistym wyborem ze względu na swoją tajemniczość i orientalną urodę. Eugenie de Montijo była uwodzicielska i miała w sobie fantazję. Colette sprawiła, że na jej podobieństwo stworzyłem perfumy pełne życia i namiętności. Dla George Sand, która lubiła naturę i wolność, stworzyłem zapach kwiatowy a zarazem korzenny.
– Dlaczego wybrał Pan kolory, by reprezentowały kwiaty?
– Wyobraziłem sobie każdy z nich jako kolor, inny od tego, który mają w rzeczywistości. Peonia jest zielona, odświeżająca; jest jak kwiat, który jeszcze nie zakwitł i jeszcze nie wypuścił swojego zapachu. Biel pudrowa dla fiołka, a paczula zawsze mi się kojarzyła z czarnym, ze względu na jej tajemniczość. Chciałem także stworzyć perfumy, które są niesamowicie zmysłowe i mają w sobie pewną erotykę. Rok 1969 był dość oczywistym wyborem dla zapachu cielesnego, a mistyczna ambra – idealnie obrazuje orientalny harem…
– Jakie ma Pan pierwsze wspomnienie wiążące się z perfumami?
– Tak jak w przypadku wielu ludzi, to były perfumy mojej mamy, Opium. Potem woda kolońska podarowana mi przez moją pierwszą miłość – Mûres et Musc de Laporte – kiedy miałem 13 lat. Potem chodziłem do butików – jedynego miejsca, gdzie można było znaleźć rzadkie perfumy tamtych czasów, takie jak Jicky czy Mouchoir de Monsieur de Guerlain…
– Już od wczesnych lat miał Pan bardzo wyrafinowany gust!
– Zawsze lubiłem „piękne rzeczy”. Pokochałem operę dzięki matce, a kobiety, które kochałem wprowadziły mnie w świat mody i sztuki życia („l’art de vivre”). Piękno wzbogaca codzienne życie. Nawet kiedy jestem sam, elegancko się ubieram, wybieram ładny talerz na kolację, itd. Te szczegóły robią wielką różnicę. Nie miałem idealnego dzieciństwa – w młodym wieku musiałem być odpowiedzialny za całą rodzinę. Jedyną ucieczką wtedy było oddawanie się marzeniom i moja wyobraźnia. Zawsze widziałem siebie jako milionera w przyszłości, dzięki czemu wszystko byłoby możliwe. Ale najważniejsze dla mnie było zmienianie życia ludzi na lepsze.
– W jaki sposób perfumy pojawiły się w pańskim życiu?
– W ten sam sposób i z tego samego powodu, ale to zabrało trochę czasu…Bardzo wcześnie musiałem zacząć zarabiać na życie. Myślę, że praca tak wcześnie była błogosławieństwem – tyle doświadczyłem! W domu gotowałem – przygotowywałem menu, nakładałem do stołu…uwielbiałem to! I nic się nie zmieniło; kiedy gotuję dla gości, nikt mnie nie widzi, jestem skupiony na każdym szczególe, chcę, żeby wszystko było idealne! Więc w wieku 22 lat zostałem szefem kuchni i otworzyłem swoją pierwszą restaurację. Potem, w 1999 r. zająłem się perfumami (to było dawne marzenie…). Uczyłem się w ISIPCA, a 12 zapachów Histoires de Parfums stworzyłem niedługo potem.
Smaki i zapachy
– Perfumiarz, ale także przedsiębiorca – to Panu odpowiada?
– Oczywiście! Lubię podejmować ryzyko – zmieniać się, odkrywać siebie na nowo. Najbardziej lubię uogólniać „chęci” lub „życzenia”, przekształcać je w dobrze uformowany pomysł, a potem go realizować. Lubię koniec procesu tworzenia, ale chcę, żeby każdy projekt został przyjęty, by uwodził i zaskakiwał innych.
– W jaki sposób przechodzi się od starego procesu tworzenia perfum do sztuki nowoczesnego butelkowania perfum?
– Zmiana była dość naturalna… W obydwu przypadkach kontrolujemy naturę. Jeśli chodzi o gotowanie, używamy zarówno naszego zmysłu smaku jak i zapachu. Zaczynając z konkretną myślą przewodnią, możemy stworzyć nastrój lub historię – i oczywiście potrzebujemy różnych składników, by to osiągnąć. Trochę tego, odrobina tamtego – zawsze mając na uwadze końcowy efekt. Tworzenie perfum wygląda dokładnie w ten sam sposób. Oprócz tworzenia perfum lub dania to, co naprawdę się liczy to podstawowe pojęcie zmysłowości i dzielenia się. Przed randką przygotowujemy się, perfumujemy, a potem wychodzimy. Razem…
– Czy gastronomia miała wpływ na charakter Pańskich zapachów?
– Oczywiście. A moje zapachy mają wpływ na gotowanie! Instynktownie zwracam uwagę na składniki. Mój przyjaciel powiedział mi ostatnio, że w moich perfumach jest wiele różnych akcentów zapachowych, np. cynamon i róża, wanilia i lawenda, a ja używałem tych połączeń wcześniej, gotując obiad dla przyjaciół. Koktajle z wetiwerią, zupa „eau de parfum” zrobiona ze szczyptą drzewa sandałowego lub makaron z bergamotką. Chciałem zaskakiwać, robić coś nieoczekiwanego…
– Teraz skupia się Pan głównie na HDP. Dlaczego aż w tak dużym stopniu?
– Z wielu powodów – prędzej czy później jedzenie, gotowanie i restauracje zaczynają zależeć od ludzi. Jestem perfekcjonistą i lubię śledzić wszystko od A do Z. Najsłynniejsi szefowie kuchni już nie gotują (lub prawie) – zostało to uniemożliwione. Jeśli chodzi o perfumy, osiągnąłem ten wspaniały etap – opanowałem do mistrzostwa dostępne narzędzia i poświęciłem się całkowicie tworzeniu zapachów. Mam mnóstwo pomysłów, z tego powodu perfumy są dla mnie idealne, gdyż wydają się być niewyczerpanym polem ekspresji. Możemy sobie nawet wyobrazić różne perfumy na różne momenty życia. Perfumy łączą marzenie, wyobraźnię i tworzenie.
Innym powodem jest ogrom ludzi, których mogę „dosięgnąć” przez moje perfumy. Każda osoba może przyjąć moje dzieła, wyobrażając sobie coś innego, czując w nich co innego – to mnie uszczęśliwia. I to sprawia, że moje perfumy są tak uniwersalne.
Podróżnik
– Gdzie odnajduje Pan inspirację?
– Spacerując! Bezustannie podróżuję i spędzam dużo czasu spacerując po miastach, w których jestem. Widzę wiele różnych ludzi, różną architekturę, klimat i to zawsze mnie inspiruje. Nie mam czasu, by czytać, ale ostatnio zainspirowały mnie „Kwiaty zła” Beaudelaire’a – dzięki temu stworzyłem trylogię zapachów opartą na zapachu tuberozy.
– Czy tworzy Pan zapachy dla siebie?
– Nie. Oczywiście je uwielbiam, ale tworzę je dla wszystkich. Chyba moją ambicją jest zostawienie „śladu” na skórze innych ludzi… Mam silnie rozbudowane ego, więc nie byłbym szczery, gdybym powiedział co innego, ale nie wydaje mi się, żeby to było pretensjonalne.
Intymny portret
– Jakie są Pańskie wady?
– Jestem trochę dominujący, lecz elastyczny. Wtrącam się we wszystko. Jestem bardzo ciekawy wszystkiego, jednak szybko się nudzę. To może być produktywne, ale też męczące! Jednakże jestem bardzo wierny. Chyba jestem też trochę bezczelny…
– Jakie są Pańskie najmocniejsze strony?
– Moi przyjaciele powiedzieliby, że jestem hojny i entuzjastycznie nastawiony do życia.
– Jaka jest Pańska definicja luksusu?
– To coś wyjątkowego i może nieosiągalnego, co oznacza, że trzeba włożyć jakiś wysiłek w to, by to zdobyć. I nie zawsze chodzi tu o stronę finansową: luksus, kiedy już odnaleziony, zasługuje na to, by go szukać. Związek może być luksusem w ten sam sposób.
– Jaki był najszczęśliwszy moment w Pańskim życiu?
– Narodziny każdego z moich 4 dzieci, więc były aż 4 takie momenty!
– Kiedy ostatnio śmiał się pan histerycznie?
– Tego ranka! I śmieję się cały czas.
– Kiedy ostatnio Pan płakał?
– Ta sama odpowiedź!
– Co najbardziej lubi Pan w mężczyznach?
– Że nie zabierają mi uwagi publiczności!
– A w kobietach?
– Wszystkie cechy, których mężczyźni nie mają.
– Jakie są wady innych, do których ma Pan najwięcej cierpliwości?
– Zazdrość. Ale do pewnego stopnia jest to dowód miłości…
– Czy ma Pan jakichś ulubionych bohaterów?
– Philleas Fogg.
– Jaki dzień lubi Pan najbardziej?
– Jutro.
– Pana ulubiony drink?
– Różowy szampan z rana.
– Pański ulubiony zapach?
– To bardzo trudne pytanie…Lubię zapach świeżego deszczu na rozgrzanych kamieniach…targ z kwiatami w Rungis może być niezwykły (w zależności od sezonu). Ale wydaje mi się, że najbardziej na mnie działa zapach stajni i farmy – przywołuje wspomnienia z dzieciństwa (mój ojciec był dżokejem, a moi dziadkowie mieli farmę).
– Ulubione danie?
– Zależy z kim jestem.
– Ulubiony kolor?
– Nie ma takiego, ale pracuję nad tym…
– Ulubiony hałas?
– Stare wagony metra.
– Ulubiony kompozytor?
– Albinoni za jego smutek i zwłaszcza za jego Adagio i Strauss za jego radość i operetki.
– Książka na stoliku nocnym?
– „Piana złudzeń” Borysa Viana.
– Pańska obsesja?
– Mam wrażenie, że w każdej sekundzie mam nowy pomysł. Więc kiedy jest on dobry, obsesyjnie chcę go urzeczywistnić.
– Jaki jest najlepszy komplement jaki mógłby Pan dostać?
– Nie przepadam za komplementami. Ale to ogromna satysfakcja, kiedy ludzie kochają to, co ja tworzę.
– Jeśli Bóg istnieje, co by mu Pan powiedział po dostaniu się do nieba?
– „Dobrze, jestem we właściwym miejscu! Ale nie spieszyłem się, żeby Cię zobaczyć…”
– Jeśli dostałby Pan czarodziejską różdżkę, co by Pan z nią zrobił?
– Chciałbym mówić w każdym języku.
co szukalem, dzieki